Tata zaprowadził mnie do szkoły, powiedział mi że sobie poradzę i że będzie fajnie. Mi się jednak tak nie wydaje, nie chciałem iść do szkoły głównie ze względu na te wszystkie dzieci które tam będą, boje się, że komuś zrobię krzywdę.
Po tym jak pocałował mnie w czoło poszedłem do klasy gdzie miałem pierwszą lekcję.
Po dzwonku wszyscy usiedli w ławkach (klasa liczyła 20 osób) i do klasy weszła nauczycielka. Pani miała może 30 lat, małe szare oczka i dziwnie upięte brązowe włosy. Stanęła na środku klasy i uśmiechnęła się.
- Drogie dzieci, macie nowego kolegę w klasie. Shizuo wstań i przedstaw się.
Oczy wszystkich uczniów skierowały się na mnie. Dziwnie się poczułem, ale posłusznie wstałem z miejsca.
- Nazywam się Heiwajima Orihara Shizuo.- niektóre dzieci rozszerzyły oczy ze zdziwienia, ale zignorowałem to.
- Może opowiesz coś o sobie Shizuo?
- Nie mam co.- spuściłem wzrok i niektórzy się zaśmiali.
- No dobrze, usiądź. Przejdźmy do lekcji.
Na lekcjach strasznie się nudziłem, wszyscy uczyli się literek i czytania (jąkali się), a ja już to bardzo dobrze umiałem. Podobnie było z dodawaniem, odejmowaniem, mnożeniem i dzieleniem. Tego wszystkiego uczyłem się w sierocińcu, a dokładniej wtedy gdy nie miałem co robić.
Na lekcji więc rysowałem rysunki i wyprzedzałem zadania.
- Shizuo słuchasz mnie?- zapytała nauczycielka w połowie trzeciej lekcji.
- Tak.
- To ile to jest 10+5?
- 15. To nie jest trudne proszę Pani.
- To widzę, że jesteś jakimś geniuszem, może masz to po tacie?
Ciekawe którym... Ale pewnie ma na myśli Izaye.
- Może...- mruknąłem.
- Siadaj i skup się.
Oczywiście nie skupiałem się, bo już to umiałem.
Co do moich rówieśników to stałem się bardzo popularny wśród dziewcząt. Latały za mną jak psy za mięsem, ale ja nie chciałem się z nimi zadawać. Wystarczy mi Rika.
Wszyscy pytali się mnie o wszystko, o rodziców, o to gdzie mieszkam, czy mam rodzeństwo i takie tam. O dziwo nazwiska Izayi i Edvarda zrobiły spory szum. Muszę się dowiedzieć czegoś więcej o swoich rodzicach.
- Shizuo! Co powiedziałam?
- Że musi pani kupić kredę.
- Nie chodzi mi o to?
- A o co?!- warknąłem, ta baba zaczęła mnie denerwować.
- Jak ty się do mnie odzywasz?!
- Normalnie, skoro pani mnie nie rozumie to znaczy, że pani nie umie myśleć.
- Co?!
Tak ścisnąłem długopis, że ten pękł, a tusz rozlał się po ławce i moim mundurku.
- Kurwa...- szepnąłem.- Mama mnie zabije...
- Shizuo!- krzyknęła nauczycielka.- Twój ojciec ma się do mnie zgłosić! A teraz zetrzyj ten tusz!
No i musiałem myć ławkę, przez to jeszcze bardziej ubrudziłem mundurek.
Gdy lekcje się skończyły czekałem w szatni na tatę. Zjawił się dosyć szybko. Większość rodziców zwróciła na niego wzrok. Poszedł do mnie i jego uśmiech zamienił się w szok.
- Shizu-chan, co się stało z twoim mundurkiem?!
- Długopis mi pękł. Zjesz to?- dałem mu kanapkę w torebce foliowej.- Mama mi to dał ale nie byłem głodny i nie chce by się denerwował... A tak poza tym masz iść do mojej nauczycielki...
[Tata?]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz