Obudził mnie poranny śpiew ptaków, usiadłem na łóżku i przetarłem oczy. Mój przyjaciel jeszcze smacznie spał. Wstałem od razu przebrałem się w świeże rzeczy i poszedłem na stołówkę w hotelu. Ponieważ już burczało mi w brzuchu, zjadłem dużą porcję kanapek z różnego rodzaju obkładami, cztery jajka na miękko, kiełbasę i trochę sałatki. Zawsze kochałem dużo jeść, a dzięki treningom utrzymywałem swoją idealną linię. Potem przechadzałem się bez celu po hotelowym korytarzu. Wreszcie wyszedłem na dwór i ruszyłem na przechadzkę. Po drodze zobaczyłem opuszczony sklep z obuwiem, więc tam poćwiczyłem swoje mocy prawie spalając połowę domu. Późnym porankiem wróciłem do hotelu, do swojego pokoju, ale Kotaro gdzieś zniknął, zacząłem go szukać, ale nigdzie nie znalazłem. Została tylko łazienka... otworzyłem drzwi i moim oczom ukazał się nagi chłopak. Po opalonej klatce piersiowej spływała piana mydła, jego mięśnie niebyły tak duże, jak moje, ale za to sylwetka wskazywała na to, że jest zwinny. Otrząsnąłem się dopiero wtedy, gdy dostałem mokrym ręcznikiem w głowę. Poślizgnąłem się i upadłem. Kotaro wydawał się być spokojny, choć widziałem, jak na karku żyłka mu pulsuje.
<Kotaro? Nie zabijaj!>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz