Siedziałem na kanapie, można powiedzieć że byłem smutny i wściekły na siebie, za swoją głupotę. Jednak postanowiłem się zmienić. Sprzątałem i starałem się gotować. Spędzałem więcej czasu z synem. Brałem go na strzelnicę i też na kręgle. Izaya chyba to zauważył bo wpuścił mnie do łóżka. Zabrałem też młodego do mojej pracy pokazać mu co nie co. Tak mijały kolejne miesiące. Nawet się dziwiłem że tyle przetrwaliśmy bez żadnej kobiety w domu. Męska solidarność, też liczyłem dni aż moja córeczka wróci do domu. Rozmawiałem z ją wiele razy, była szczęśliwa. Jednak pewnego dnia dostałem telefon z szkoły Riki.
-Dzień dobry, czy coś się stało?- zapytałem lekko zaniepokojony.
-Tak, pańska córka leży w szpitalu ma ostre zapalenie płuc.- ja się przestraszyłem. Przeszedłem do salonu gdzie siedział Izaya z Shizuo.
-Czy wszystko z nią w porządku?- zapytałem.
-Tak jest pod opieką lekarzy, jest odwodniona bo nie chce nic pić ani jeść. Jednak jej stan się polepsza.- powiedziała by mnie uspokoić. Ja przełknąłem ślinę.
-Dobrze dziękuję bardzo, jak by coś się działo proszę dzwonić do mnie.- rozłączyłem się.
-Co się stało Rice?- spytał Izaya.
-Jest w szpitalu ma zapalenie płuc i jest w złym stanie. Ale lekarze mówili że na całe szczęście jest lepiej.- usiadłem na kanapie. Rika nigdy nie chorowała, miała dobrą odporność. Miesiąc później dostałem wiadomość że jest zdrowa i wraca do szkoły. Shizuo jak zawsze miał problemy z bójkami, specjalnie zapisałem go na aikido. By wyładował swój gniew. I tak mijały kolejne miesiące...
<Shizuo, Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz