Do domu dojechaliśmy szybko. Zaparkowałem i weszliśmy na górę.
- No to co robimy? - zapytałem rozsiadając się na kanapie i sadzając sobie Erikę na kolanach.
- Ja najpierw muszę coś zjeść - powiedziała.
- No to do kuchni marsz...
Patrzyłem jak Eri robi sobie kolację. "Chyba pasowałaby się nauczyć gotować" - przeszło mi przez myśl - "Mógłbym nałapać punktów jak coś nabroję"
- Chcesz też? - zapytała pokazując mi jakąś saszetkę.
- A co to?
- Herbatka ziołowa.
- Mam nadzieję, że nie z naparstnicy i piołunu - mruknąłem.
- A można cię taką otruć? - zapytała z zaciekawieniem.
- Nie wiem, nie próbowałem i nie chcę próbować. Choć podejrzewam, że pozbycie się mnie nie byłoby takie łatwe. Już do mnie strzelali, dźgali mnie i tak dalej, a wciąż żyję...
- Jak to? Kto do ciebie strzelał? - zapytała.
- Emm... Zdarzało mi się pakować w różne kłopoty. W teorii nie zajmowałem się nigdy niczym nielegalnym, ale na przykład zazdrośni mężowie to był standard.
- Tak, wyobrażam sobie... - mruknęła.
Uśmiech jakoś jej zbladł i nerwowo postukiwała palcami o blat.
- Jesteś zła... - powiedziałem.
- Mylisz się - odpowiedziała za szybko, żebym był w stanie jej uwierzyć.
- Daj spokój, to było kiedyś i nic dla mnie tamte kobiety nie znaczyły - powiedziałem i sięgnąłem po jej dłoń.
- Uznajmy, że ci wierzę - mruknęła.
Niepotrzebnie w ogóle zaczynaliśmy ten temat. Nie trudno zgadnąć, że moja przeszłość jej się nie podobała, ale przecież chciałem się zmienić, próbowałem, a nawet już to w sporym stopniu zrobiłem.
Eri ziewnęła przeciągle.
- No dobra, czyli jak skończysz kolację idziemy spać - stwierdziłem.
Dziewczyna skończyła jeść i poszła się umyć, a ja zabrałem się za sprzątanie. Kiedy skończyłem mignąłem i zmaterializowałem się w sypialni. Eri właśnie się kładła, wśliznąłem się z nią do łóżka i przytuliłem ją mocno. Strasznie to polubiłem, choć wcześniej takie gesty jak przytulanie wydawały mi się bezsensowne i niepotrzebne.
- I jeszcze jedno, tak dla twojej wiadomości - powiedziałem.
- Co? - zapytała spoglądając na mnie.
- Mówiąc, że tak łatwo się mnie nie pozbędziesz miałem na myśli też to, że nigdzie się nie wybieram, nie bez ciebie i tego małego bajtla, którego urodzisz.
Eri uśmiechnęła się, ale nie wiem dlaczego nie było w niej za dużo wesołości.
Moja ruda ślicznotka zasnęła, a ja walczyłem ze snem jak mogłem. Nie chciałem zasypiać, niestety zmęczenie i przyzwyczajenie do snu mnie zmogło.
Obudziłem się pierwszy słysząc jakieś odgłosy z kuchni. Wstałem delikatnie, żeby nie obudzić Eri. Normalnie bym mignął i po sprawie, ale dziewczyna użyła mojego torsu zamiast poduszki. Nakryłem ją jeszcze kołdrą i wyszedłem.
- O nasz Casanova wrócił! - zawołałem widząc Ricco krzątającego się przy śniadaniu.
O dziwo mężczyzna nic się nie odezwał. Usiadłem przy stole i spojrzałam na niego uważnie. Dawno go nie widziałem w takim stanie. Nie miał swojego uśmieszku na twarzy, poruszał się szybko i nerwowo.
- Albo mi się wydaje, albo coś zbroiłeś - powiedziałem z uśmieszkiem.
- Zamknij się! - warknął gromiąc mnie wzrokiem - Ani jednego słowa... - dodał, w ręce trzymał nóż, którym mi mimowolnie pogroził.
W tym momencie do kuchni weszła zaspana Eri. Dziewczyna spojrzała na nas zdezorientowana.
<Eri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz