sobota, 18 stycznia 2014

Od Emily cd Ricco

Wjechałam do agencji, gdzie od razu należycie mnie przywitano...
- T-tal wcześnie pani jest... - za jąkał się Młody.
- Tak. Jakiś problem!? - Warknęłam do niego, a on skulił się lekko.
- N-ie... Po prostu... nikt się pani nie spodziewał... - Weszliśmy razem do windy i zjechaliśmy w dół. Nasza agencja znajdowała się w podziemiach. Mało kto miał dostęp do tego miejsca. W końcu ja tu żądze, więc nie wpuszczam byle kogo...
- Masz coś dla mnie? - zapytałam w czasie jazdy windą.
- N-nic nowego... Xsawier cały czas ma go na oku... ale to chyba mało istotna informacja. - Oczywiście się mylił... nic nie wiedział o tym, że Xsawier jest demonem. A moje moce jeszcze się przed nim nie ujawniły, więc po co miałby wiedzieć? Skoro Demon ma swojego kochasia na oku, to trzeba będzie poczekać, aż straci czujność. W końcu wysiedliśmy na odpowiednim piętrze i od razu skierowaliśmy się do pokoju spotkań. To właśnie tam, zwykle wszyscy z agencji robili swoje. Nawet jak mieli swoje biura...
- Onii... nie są przygotowani na pani przyjście... - wymamrotał Młody przed pokojem.
- A co mnie to obchodzi!? Powinny być zawsze przygotowani! - Otworzyłam drzwi i spojrzałam na gadającą gromadę. Co chwila ktoś się śmiał, lub coś krzyczał. Co za rozwydrzone bachory... Czemu to ja muszę się nimi zajmować!? Bo kurwa nie mam nic lepszego do roboty!? Bo jestem w zbliżonym do nich wieku!? Bo powinnam znaleźć przyjaciół!? Gówno prawda! po prostu nie mieli komu dać tej grupy pełnej gówniarzy z niedorozwiniętymi mózgami! Stała chwile w przejściu i patrzyłam jak idioci wspaniale się bawią. Czy oni zawsze tak robią? Ja ciężko haruje w pracy, a oni się bawią!?
- Ona nawet nie potrafi walczyć! Widzieliście kiedykolwiek, by coś sama zrobiła!? Zawsze nas wysyła, a potem na nas krzyczy jak coś nie wyjdzie! A nie... teraz nawet krzyczeć na nich nie może bo nie żyją! - Chłopczyna roześmiał się głośno. Zrobiłam jeden krok, a potem drugi. Głośno przy tym stukałam obcasami, żeby zwrócili na mnie uwagę. Przeszłam z kamienną twarzą wokół stolika i foteli na których siedzieli. Weszłam po schodkach na podwyższenie, gdzie było moje biurko i stanęłam z rękami skrzyżowanymi na piersi. Od jakiegoś czasu w pokoju panowała cisza, a przestraszone twarze patrzyły w moją stronę.
- Czy opowiadałam wam kiedyś... o pewnym osobniku płci męskiej? Nazywał się... I nadal nazywa Xsawier. To jedyna istota, która postanowiła się mi przeciwstawić. Nie wyjdzie mu to na dobra... Jeżeli chcecie, żebym zapomniała o tej sytuacji, to macie go dla mnie wytropić. A potem zabić jego kochasia. Law Trafalgar. On jest waszym celem. Ale jest jeden szczegół. Facet ma pewne... zboczenie. Jego ciało jest zimne jak zamrażarka, a dotyk potrafi zamrozić, nawet najgorętszego człowieka. Do tego nawet dobrze walczy. Dowodem jest to co się stało z waszymi dwoma kolegami. Jeżeli uważacie, że nie dacie sobie rady to wynajmijcie kogoś do pomocy. - Odpaliłam laptopa i podłączyłam go do rzutnika, który od razu pokazał cały obraz. - To macie ich zdjęcia i obecne położenie. Pamiętajcie, że jak się nie pośpieszycie to znikną. A jak znikną... - Zaszłam ponownie na dół i podeszłam do chłoptasia, który tak pięknie o mnie mówił. Na początku po miziałam go po klatce piersiowej, a potem mocno go złapałam i przyciągnęłam do siebie za materiał pedalskiego sweterka.
- To poczujesz jak to jest stracić wszystkie kończyny na raz... i postaram się, żebyś nie zemdlał z bólu. Jasne? - Przekrzywiłam lekko głowę patrząc w jego rozszerzone ze strachu oczy. Facet przełknął głośno ślinę.
- Jasne...
- Nie słyszałam!
- Jasne! - Puściłam go z hukiem na kanapę. - Czy ktoś jeszcze ma coś do powiedzenia!? - Odpowiedziała mi głucha cisza, więc skierowałam się do wyjścia.
- Macie czas do... wtorku. Myślą, że dwa dni wam w zupełności wystarczą. Jeśli nie... to sama się tam pofatyguje. - Zamknęłam za sobą drzwi i skierowałam się do windy. Miałam ochotę coś rozpierdolić, ale musiałam się powstrzymać, bo Młody wciąż za mną szedł.
- Idź już... daj im dokładne dane czy coś. Muszę pobyć chwilę sama... - wyszeptałam gdy czekaliśmy na windę.
- Ale pani Milan....
- Żadnego ale! Spierdalaj stąd w podskokach! - Chłopak zrobił skruszoną minę, schylił się w geście pożegnania i pomaszerował w inną stronę. Ścisnęłam mocno pięści, a wokół mnie zaczęły zbierać się różne przedmioty. Już tego nie kontrolowałam. Żeby się uspokoić muszę się napić... a jest tylko jedno miejsce gdzie mogę to zrobić. Odetchnęłam głęboko, przez co wszystkie przedmioty spadły z hukiem na ziemie. Niektóre się pobiły, a inne potoczyły się po lśniącej posadzce. Wsiadłam do windy i zamknęłam oczy, wciąż oddychając. Jak wsiądę na motor, będzie już lepiej. Skoncentruje si,e wtedy na utrzymaniu pojazdu w ruchu... w końcu jest na elektryczność, więc można powiedzieć, że steruje nim sama. Przy najmniej mam pewność, że nikt inny go nie odpali. Jak tylko znalazłam  się na ulicy, skierowałam się do klubu, który był na drugim końcu miasta. Może i daleko, ale przynajmniej właściciel dobrze mnie znał i potrafił ludzio wytłumaczyć latając w powietrzu przedmioty...


- Jeszcze jedno. - powiedziałam do barmana, który spojrzał na mnie z troską. Rzadko kiedy tyle piłam, ale dzisiaj była specjalna okazja. Zamówiłam już piątego drinka, dzięki czemu mój mózg był przytłumiony i nie było zagrożenia od latających sobie przedmiotów. Co chwila patrzyłam się w stronę drzwi, czekając, aż przyjdzie ktoś kogo znam. I o dziwo ktoś przyszedł. Eri... jakiś czarnowłosy facet... prawdopodobnie Nuan... a za nimi pan Romansidło. Rozmawiali ze sobą, więc zgadłam, że się znają. Przyglądałam się z zaciekawieniem całej trójce. Kiedy dwójka zakochanych opuściła przyjaciela, wstałam od lady i podeszłam do niego od tyłu.
- Witaj panie Romansidło... Jak się podobała lektura? - zapytałam oplatając jego policzek ciepłym alkoholowym oddechem.

<Ricco?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz