Podniosłem głowę i uśmiechnąłem się.
- No tak... prawda. Hah, dawno nie miałem przyjaciela. - Byłem szczęśliwy, że chłopak uznał nas za przyjaciół, to było miłe uczucie. W pokoju zapanowała kompletna cisza, Kotaro przeraźliwie ziewnął, przeciągnął się i odpłynął w krainę snów. Przez chwilę patrzyłem, jak smacznie sobie śpi, a potem wyszedłem na taras i wciągnąłem do płuc dużą ilość powietrza. Nie chciało mi się spać, sen jest dla mnie rzadkością, nie potrzebuję go, mogę nawet nie spać dwa tygodnie. Dla mnie sen to tylko doładowanie energii na następny dzień, a jak wiem, to tytani, czy nawet pół tytani nie muszą spać. Zawsze wyglądają na wypoczętych i pełnych energii, ja czasem lubię sobie pospać, wtedy najczęściej coś mi się śni. Patrzyłem na migoczące gwiazdy na bezchmurnym niebie. Wszystko, co przypominało ogień było dla mnie fascynujące. W gwiazdy mogłem wpatrywać się całą noc... rozmarzyłem się na dobre i nagle poczułem, że coś się fajczy. Super! Mora ręka zmieniła się w żywą pochodnie, cholera i gdy udało mi się ugasić ogień, moje nowiuteńkie jeansy miały wielką japę na całe kolano. Wypuściłem ciężko powietrze, aby się nie wściec. Zobaczyłem przy mnie lewitującą w powietrzu doniczkę, która nagle uderzyła z trzaskiem o moją głowę.
- Kurwa, czemu zawsze moje moce mnie nie słuchają?! - Byłem na pograniczu wybuchu. Nagle usłyszałem głos Kotaro, odwróciłem głowę. Chłopak siedział na łóżku i ziewnął przecierając oczy.
~* Kurcze, obudziłem go...*~
<Kotaro?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz