Powoli zacząłem się wybudzać. Dziwne, bo zasypiając byłem święcie przekonany,
że już się nie obudzę. Może jednak piekło istniało..., ale wtedy czułbym ból,
byłoby mi gorąco, czy coś, a było mi dziwnie chłodno i niewygodnie. Jedynie to.
Zaryzykowałem i otworzyłem oczy. Zobaczyłem nad sobą biały sufit. Rozejrzałem się na boki. Nikogo nie było... nikogo..?
Wstałem gwałtownie, rozglądając się za Eriką. Chwila? Wstałem?
Spojrzałem w dół na swoje nogi, mignąłem, wszystko było ze mną ok. Całkowicie ok. A to oznaczało...
- Erkia? – wydarłem się. Jak oszalały zacząłem biegać po domu. Nie było jej, ani jej walizki.
Gdzie ona była? Wyjechała? Dlaczego? Mnóstwo pytań na które musiałem poznać odpowiedź.
Wróciłem do sypialni i wtedy zauważyłem kartkę. Wiadomość była krótka: „Cieszę się, że wyzdrowiejesz. Na początku może cię jeszcze trochę boleć, ale z czasem przestanie. Wracam do domu. Mam nadzieję, że nikt już więcej nie zakłóci twojego względnie spokojnego życia. Dziękuję cie za wszystko. Wczoraj było wspaniale, ale wszystko kiedyś się kończy. Żegnaj...”
Jakie „żegnaj”, do cholery?!
Mignąłem, by się ubrać. Jakże ja się cieszyłem, że prawdziwe ciuchy nie są mi już potrzebne.
- Zostań – kazałem Ugryziowi, a sam rozpłynąłem się w powietrzu.
Miałem w głowie tylko jedno miejsce, w którym mógłbym znaleźć dziewczynę i miałem nadzieję, że tam będzie.
Z prędkością torpedy przeniknąłem do wnętrza budynku. To co ujrzałem zaskoczyło mnie totalnie.
Jakiś chłopak stał w progu, drugi klęczał, a dwóch kolesi mierzyło do niego z giwer. Dwaj z nich, ten przy drzwiach i klęczący, pachnieli tym domem, pozostali nie. Czyli intruzi. Eriki nie wyczułem.
Nie miałem czasu na zastanowienie się co robię. Znajomi Eriki byli mi potrzebni, żywi. Musiałem się od nich dowiedzieć gdzie mogę ją znaleźć.
Drab, który celował klęczącemu w głowę zwinął się i upadł. Dostał takiego strzała, że szczękę miał bankowo połamaną. Drugi zdążył jedynie lekko się przesunąć. Za spust już nie zdążył pociągnąć, bo chwyciłem go mocno i rzuciłem nim o ziemię. Byłem wściekły, a wściekły cień to coś z czym nikt nie powinien zadzierać.
Pozostała dwójka spoglądała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nic dziwnego, z powietrza materializuje się jakiś koleś... zawał murowany.
- Potrzebuję informacji – powiedziałem szybko. – Erika, gdzie mogę ją znaleźć?
< Xsawier, Law?>
Zaryzykowałem i otworzyłem oczy. Zobaczyłem nad sobą biały sufit. Rozejrzałem się na boki. Nikogo nie było... nikogo..?
Wstałem gwałtownie, rozglądając się za Eriką. Chwila? Wstałem?
Spojrzałem w dół na swoje nogi, mignąłem, wszystko było ze mną ok. Całkowicie ok. A to oznaczało...
- Erkia? – wydarłem się. Jak oszalały zacząłem biegać po domu. Nie było jej, ani jej walizki.
Gdzie ona była? Wyjechała? Dlaczego? Mnóstwo pytań na które musiałem poznać odpowiedź.
Wróciłem do sypialni i wtedy zauważyłem kartkę. Wiadomość była krótka: „Cieszę się, że wyzdrowiejesz. Na początku może cię jeszcze trochę boleć, ale z czasem przestanie. Wracam do domu. Mam nadzieję, że nikt już więcej nie zakłóci twojego względnie spokojnego życia. Dziękuję cie za wszystko. Wczoraj było wspaniale, ale wszystko kiedyś się kończy. Żegnaj...”
Jakie „żegnaj”, do cholery?!
Mignąłem, by się ubrać. Jakże ja się cieszyłem, że prawdziwe ciuchy nie są mi już potrzebne.
- Zostań – kazałem Ugryziowi, a sam rozpłynąłem się w powietrzu.
Miałem w głowie tylko jedno miejsce, w którym mógłbym znaleźć dziewczynę i miałem nadzieję, że tam będzie.
Z prędkością torpedy przeniknąłem do wnętrza budynku. To co ujrzałem zaskoczyło mnie totalnie.
Jakiś chłopak stał w progu, drugi klęczał, a dwóch kolesi mierzyło do niego z giwer. Dwaj z nich, ten przy drzwiach i klęczący, pachnieli tym domem, pozostali nie. Czyli intruzi. Eriki nie wyczułem.
Nie miałem czasu na zastanowienie się co robię. Znajomi Eriki byli mi potrzebni, żywi. Musiałem się od nich dowiedzieć gdzie mogę ją znaleźć.
Drab, który celował klęczącemu w głowę zwinął się i upadł. Dostał takiego strzała, że szczękę miał bankowo połamaną. Drugi zdążył jedynie lekko się przesunąć. Za spust już nie zdążył pociągnąć, bo chwyciłem go mocno i rzuciłem nim o ziemię. Byłem wściekły, a wściekły cień to coś z czym nikt nie powinien zadzierać.
Pozostała dwójka spoglądała na mnie z szeroko otwartymi oczami. Nic dziwnego, z powietrza materializuje się jakiś koleś... zawał murowany.
- Potrzebuję informacji – powiedziałem szybko. – Erika, gdzie mogę ją znaleźć?
< Xsawier, Law?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz