Lotnisko! Mignąłem i już po chwili w niematerialnej formie gnałem na
lotnisko. Wpadłem do hali odlotów. Czułem jej zapach, czułem, że tu była, ale
nie potrafiłem jej zlokalizować. Cholera!
Musiałem się dowiedzieć dokąd poleciała. Zatrzymałem się tam gdzie
czułem Erikę najmocniej. Zmaterializowałem się w kącie, tak, żeby nie wzbudzić
paniki i podszedłem do jakiejś pracownicy lotniska, która właśnie się gdzieś
zbierała.
- Przepraszam – powiedziałem podchodząc. Uśmiechnąłem się do niej
pięknie – Czy mógłbym zająć pani chwilę?
- Tak... w czym mogę pomóc? – zapytała spoglądając na mnie z
zainteresowaniem.
- Szukam kogoś. Moja znajoma miała dziś wsiąść do samolotu, miałem
lecieć z nią niestety spóźniłem się. Chciałbym dowiedzieć się do którego
samolotu wsiadła.
- Pan wybaczy, ale nie mogę udzielić takich informacji.
- Bardzo ładnie proszę – wymruczałem zniżając głos. Dziewczyną, aż
zatrzęsło.
Przybliżyłem się pół kroku.
- Moja znajoma ma na imię Erika – przekląłem w duchu, że nie znam jej
nazwiska. – Średniego wzrostu, szczupła, długie, rude włosy, zielone oczy.
Spieszyła się zapewne. Dość trudno przeoczyć. Byłbym bardzo wdzięczny.
Słowo „bardzo” wymówiłem tak, że pod dziewczyną ugięły się niemal nogi.
Drżącymi dłońmi wzięła jakieś kartki i przewertowała je, starając się nie
spoglądać na mnie.
- Tak to chyba to – powiedziała po chwili. – Erika Iwasaki, wykupiła
lot do Paryża.
- A kiedy jest następny? – zapytałem szybko.
- Bilety na najbliższe loty już wykupione – powiedziała.
- Czy nie dałoby się jakoś mnie wcisnąć?
Chciała odmówić, ale chwyciłem kosmyk jej włosów i spojrzałem jej w
oczy.
- Sprawdzę – wydukała.
Poszedłem za nią.
- Cóż, może znalazło by się miejsce, lot za dwie godziny – stwierdziła.
- Bardzo dziękuję za pani pomoc – powiedziałem.
Migiem pognałem do mieszkania Morgany i wypuściłem psa. Później migiem
do Edenu.
- Ricco, zajmiesz się Ugryziem, wyprowadza się sam, tylko trzymaj go z
dala od kotów i karm – wypaliłem kiedy tylko mi otworzył. – A i potrzebuję
gotówki więc rusz tyłek.
- Chwila, moment. Co się dziej? Dokąd ty się wybierasz?
- Do Paryża.
- Do...? Pojebało cię? – zapytał i spojrzał na mnie jak na przyszłego
pacjenta zakładu psychiatrycznego.
- Lecę do Paryża, bo tam poleciała Erika, muszę ją znaleźć, nie wiem,
pogadać, pomóc jej. W końcu to będzie też moje dziecko.
Ricco zaczął się krztusić. Kiedy się opanował spojrzała na mnie. Był
biały jak ściana i miałem wrażenie, że szczęka wyleci mu zaraz z zawiasów.
- Dziecko? Jakie dziecko? Nuan, co ty brałeś?
- Nic nie brałem. Jestem tu, stoją, zdrowy, a to znaczy, że się udało,
a skoro się udało, to ona jest w ciąży, ze mną! – powiedziałem.
- Nie wiem co ty bredzisz i nie chcę się zastanawiać. Moja zdrowa
psychika mi jeszcze miła i nie zamierzam jej niszczyć na próby znalezienia
logiki w tym co mówisz. Bierz kasę i wyjazd, zanim się rozmyślę.
- Dzięki – zaszczebiotałem i z radości aż go uniosłem.
- Łapy precz! – warknął.
Ricco pospiesznie dał mi zapas gotówki, wciąż mruczał cos do siebie i
kręcił głową.
Uklękałem obok Ugryzia i pogłaskałem go po łbie.
- Masz być grzeczny, słuchać Ricco i gryźć tylko tych co nie płacą –
powiedziałem.
Doberman spojrzał na mnie smutnymi oczami i pisnął żałośnie.
- Niedługo wrócę – powiedziałem.
Wyparowałem z klubu i złapałem taksówkę.
Po trwającej wieki podróży i odprawie siedziałem już w samolocie.
<Eri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz