Dziewczyna wyszła, a ja siedziałem. Trzeba było przyznać, że łapki miała cięte, bo nadal czułem jej pełne furii ciosy. Wystarczyłoby mignąć, żeby ból zniknął. Tylko po co. Zapewne sobie zasłużyłem. Znowu poczułem ten dziwny ucisk w klatce piersiowej. Cholera jasna, dlaczego to wszystko jest takie pokręcone?
Znowu mokra kropla spłynęła mi po policzku. To się robiło uciążliwe. Czułem się słaby, jak nigdy wcześniej. To mnie dobijało, wkurzało.
Wstałem i podreptałem do kuchni. Nalałem sobie szklankę wody.
A co jeśli Erika znowu gdzieś uciekła? - przeszło mi przez myśl. - Co jeżeli znowu zniknie, tym razem na dobre?
Usłyszałem trzask. Szklanka rozprysła się w mojej dłoni, a kawałki szkła poraniły moje ciało. Usiadałem na podłodze, oparłem dłoń na kolanie i patrzyłem jak moja krew spływa z dłoni i kapie na gumolit. Kap, kap, kap. Dziwnie mnie to uspokajało. Najgorsze jednak było to, że wiedziałem, że choćbym siedział tak wieczność to prędzej utopiłbym we własnej krwi pół świata niż zmarł od jej upływu. Tak, nieśmiertelność.Cienie nie mogły umrzeć, mogły rozproszyć się, przestać fizycznie istnieć, przynajmniej tak twierdził Akhrisi. Tylko po co cieniom nieśmiertelność? Każde z nas jest takim samym potworem, nie cierpimy siebie na wzajem, do świata też nie pasujemy na dobrą sprawę, więc po co? To jakaś kara? Za coś co zrobiliśmy w poprzednim życiu czy jak?
Kap, kap, kap. Kałuża krwi rosła, a ja dalej siedziałem użalając się nad sobą, bo inaczej tego nazwać nie można...
<Eri?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz