sobota, 11 stycznia 2014

Od Izayi c.d Edvard'a

- Jaki chcesz poziom? Łatwy, średni czy może najtrudniejszy?
- Najtrudniejszy.
- Dobrze~!- uśmiechnąłem się.- Z tego co wiem zaraz powinni się zebrać~! O, widzisz~?- wskazałem palcem na jakiegoś gościa, staliśmy od niego trochę daleko, ale dokładnie wiedziałem, kto to jest i gdzie należy. Właśnie zbierał się jeden z groźniejszych gangów w mieście, mieli się umówić i potem pójść na jakąś bitkę.
Zaraz potem zaczęło zbierać się więcej członków, a zwykli piesi zniknęli w obawie, że ucierpią.
Spojrzałem na Edzia, uśmiechnąłem się i pociągnąłem za rękaw by za mną poszedł.
- Mogę sam ich sprowokować~? Szybciej pójdzie~!- zachichotałem.
- Tylko żeby nic się nie stało.- zmarszczył brwi.- Oczywiście nam.
- O to się nie martw~!
Podeszliśmy trochę do grupki gangsterów, potem puściłem rękę Edvarda i sam podszedłem jeszcze bliżej.
- Siemka~!- uśmiechnąłem się i włożyłem ręce do kieszeni.
Paru gości spojrzało na mnie i od razu na ich twarzach pojawiła się wściekłość.
- Izaya! To Izaya! Ten szczyl!
- Też za wami tęskniłem chłopcy~! Dawno się nie widzieliśmy prawda~?
- Chodź tu ty mendo!- jeden z facetów wyszedł z grupy i stanął przede mną.- Zabiję cię własnoręcznie! Za to co zrobiłeś!
- Oj już nie rozpaczaj~!- wywróciłem oczami.- Co porabiacie~?
- Nie twój interes szczylu.- warknął i złapał mnie za gardło.
Zachichotałem i wyjąłem z kieszeni kurtki swój nożyk. Jakież piękne były emocje na ich twarzach~! Mafioza prychnął i stracił czujność.
W jednej chwili drasnąłem do ostrzem po mordzie. Puścił mnie i złapał się za ranę. Wykorzystałem okazję i kopnąłem go w bok szyi (tak, szyi, musiałem podskoczyć by dosięgnąć. Był to taki kop z pół obrotu). Facet poleciał na bok i przestał się ruszać. Ojć chyba za mocno kopnąłem, bo złamałem mu kark.. Trudno~!
Spojrzałem na jego kolegów i uśmiechnąłem się, pora wiać~!
Odwróciłem się na pięcie i zacząłem biec w stronę zdziwionego Edzia.
- No to zabawa się zaczyna~! Jeśli chcesz korzystać dalej z atrakcji, to zacznij biec~!
Uśmiechnął się i ruszył za mną. Musiało to komicznie wyglądać, my biegliśmy śmiejąc się co chwila, a za nami dwudziestu facetów z bronią.
Dałem parę sztyletów Edziowi by mógł sobie rzucić, nawet miał dobrego cela, ale na pewno nie takiego jak ja~!
- Izaya nie możemy tak biegać w nieskończoność.
- Nie damy ich rady zabić~! Wiesz co to parkour, ne~?
- No wiem.- wydyszał.
- To właśnie masz do czynienia z jego królem~! Chodź!
Skręciliśmy w jedną z ciemniejszych alejek, od razu złapałem się za pręt od schodów przeciwpożarowych, podciągnąłem się i w jednej chwili się na nich znalazłem. Edzio zrobił podobnie i weszliśmy po nich na dach.
Słyszałem jak tamci goście też próbują tu wejść, ale nie pójdzie im to tak łatwo, ale w końcu się tutaj dostaną. Stanąłem na krawędzi budynku i spojrzałem na Edvarda.
- Czy wiesz jak to jest gdy się lata?
- Izaya... Chyba nie chcesz...
- Skoczyć? Oczywiście~!- rozłożyłem ręce jak do lotu zamknąłem oczy i nachyliłem się do przodu.
Czułem ten powiew wiatru, tą adrenalinę w żyłach to wszystko było takie cudowne. Wręcz przeznaczone tylko dla boga.
Nie trwało to jednak długo bo nie chciałem zginąć. Złapałem się jakiegoś wystającego pręta i z niego bujnąłem się na równoległe okno. Przeniosłem się z parapetu na wystającą cegłę i złapałem krawędzi budynku.
Wystarczyło, że się podciągnąłem i już byłem na dachu budynku.
Wyprostowałem się i uśmiechnąłem do Edvarda który stał przed mną, a jednak dzieliła nas spora przepaść.
- Teraz ty~!

[Edzio?]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz