Kiedy tylko weszłam do środka, wiedziałam, że coś jest nie tak. Nuan'a nie było. Znaczy... Czułam go, ale nie widziałam. W pokoju panował pół mrok. Przeszłam cicho kawałek. W mojej głowie zaczęły się już układać najgorsze scenariusze... kiedy zobaczyłam delikatny promień światła dochodzący z kuchni, poczułam jak moje ciało się rozluźnia. Weszłam do środka z zamiarem bycia stanowczą i jasno dać Nuan'owi do zrozumienia jak się czułam... Jednak gdy weszłam do środka to wszystkie moje plany poszły od razu w niepamięć. Patrzyłam przerażonymi oczami na Nuan'a i rosnącą kałużę krwi obok niego. Głowę miał odwróconą w drugą stronę, więc mnie nie widział. Nagle poczułam jak wszystko o czym do tej pory myślałam, odpływa w siną dal. Z moich oczu powoli zaczęły ciec słone łzy.
- Nu...an... - Wydukałam przez zaciśnięte gardło. Mężczyzna odwrócił głowę i zrobił wielkie oczy. Był zdziwiony... dlaczego? Że wróciłam? Przecież nie mówiłam, że nie wrócę. To jest mój dom i nie mogłabym tego zostawić. A najważniejsze, że tu jest on... i nie ważne jak bardzo bym chciała nie potrafię go opuścić. Upadłam przed nim n kolana i wzięłam jego zakrwawioną rękę w obie dłonie. Nuan wciąż przyglądał się co robię. Jakby nie wierzył, że naprawdę tu jestem. To pierwszy raz gdy zobaczyłam u niego tak jasne do odczytania uczucia. Zwykle ukrywał wszystko jak pod niewidzialną maską. W skórze wciąż tkwiły malutkie drobinki szkła, przez które rany poszerzały się. Otarłam szybko łzy.
- Zostań tu. Idę po apteczkę i pęsetkę. - Wybiegłam z kuchni i popędziłam do łazienki. powyrzucałam wszystko z szafek i szuflad, ale nie znalazłam tego, czego szukałam. pobiegłam do sypialni i zajrzałam pod łóżko. Znalazłam dawno nie używaną apteczkę, a w niej bandaże, plastry, woda utleniona, spirytus i inne ważne rzeczy. Wzięłam jeszcze z kosmetyczki pęsetkę i wróciłam do Nuan'a. Kałuża krwi robiła się coraz większa. Usiadłam okrakiem na kolanach chłopaka, brudząc sobie przy tym kolano w świeżej ciemnoczerwonej cieczy. Wzięłam do ręki narzędzie i zaczęłam delikatnie wydłubywać resztki szkła z jego dłoni.
- Przepraszam... wytrzymaj jeszcze chwilkę. - Powiedziałam, kiedy Nuan syknął z powodu bólu. Po względnym oczyszczeniu rany z kawałków szkła, przeszłam do czyszczenia wodą. polałam jego całą rękę wodą utlenioną, a potem spirytusem. Gdy upewniłam się, że na pewno nie wda się zakażenie, starannie zabandażowałam mu rękę. Po wszystkim westchnęłam głośno. Odetchnęłam z ulgą, chociaż wiedziałam, że nie stało się nic, aż tak strasznego. /po raz kolejny dzisiaj poczułam łzy na policzkach. Opadłam bezwładnie na pierś Nuan'a.
- Więcej mi tego nie rób... proszę... więcej mi tego nie rób. - Szeptałam to długo, jak jakąś mantrę. Co chwila uderzałam lekko pięścią w klatkę piersiową Nuan'a, jakby dla zaznaczenia swoich słów.
<Nuan?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz