-Dobry wieczór.- przysiadł się od razu ten oblech którego mam zabić.
-Witaj, miła dzisiaj noc a ja jestem taki samotny...- prowokacja. Spojrzałem na niego, widać że był same czyli dzisiaj mam się zabawić w rolę uke...nawet mit o pasuje.
-Naprawdę? To może się przejdziemy do mnie?- poluzował krawat...napalony stary zboczeniec. Wstałem i wypiłem całego drinka do końca i zapłaciłem. On postąpił tak samo. Razem poszliśmy do jego mieszkania. Łatwo poszło, od razu wylądowaliśmy w sypialni. Rzucił mnie na posłanie i nawet mnie nie rozebrał. Od razu zaczął grę, dlaczego muszę się czasem tak poniżać ale przecież i tak go zabiję. Wszedł we mnie, nie bolało bo miał aż takiego małego. Udawałem że to takie zawstydzające i tak mi przyjemnie. Nagle dał mi znak że dochodzi, w tej samej chwili chwyciłem broń i strzeliłem mu prosto między oczy. Cały byłem od krwi, mógł mnie rozebrać teraz muszę wrócić w takim stanie. Ciało upadło na ziemię, nie musiałem nawet sam się zadowalać, nie byłem w ogóle podniecony. Ubrałem się i wróciłem do domu. Raymond siedział w salonie i oglądał telewizję.
-Wróciłem młody!- powiedziałem a gdy na mnie spojrzał chyba się przeraził. Ubrania poszarpane, i całe od krwi a moje włosy były w wielkim nieładzie.
<Raymond?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz