Spojrzałem przez okno, ten cały Raymond siedział i gapił się na zachód słońca jak by to było coś wspaniałego.
-Wkurwia mnie ten bachor! Co on do jasnej cholery jest facet czy baba? Powinno się takie osoby kastrować na żywca bez znieczulenia.- zeszedłem na dół i chwyciłem telefon.
-Czego chcesz Var?- od razu odebrał.
-Milej do mnie szczylu! Mam di ciebie prośbę, powiedz szefowi że robię sobie urlopik, możesz mi wysłać kogo mam sprzątnąć ale nie za daleko, bo mnie chuj jasny strzeli kiedy znów będę musiał wsiąść do samolotu!- nie nawiedziłem latać samolotem, jednak zawsze się upijałem i jakoś przezywałem.
-Pfff...ale masz wymagania! Może jesteś w ciąży bo jakoś masz zmiany nastroju ostatnio.- zapytał.
-Za chwilę ty będziesz kiedy cię dorwę w swoje ręce i spuszczę do środka tyle razy że utoniesz! A rano wszystko będzie cię tak bolało ze nie będziesz mógł nawet wstać się odlać!- zaśmiałem się głośno.
-Var spokojnie, już dzwonię do szefa i mu to mówię tylko błagam cię zostań tam!- szybko się rozłączył.
-I tak się to robi...- zaśmiałem się jeszcze raz. Schowałem do swój ulubiony pistolet i wyszedłem do Raymond'a.
-Wychodzę! Zostań tutaj ale niczego nie zepsuj ani nie ukradnij bo cię znajdę i zajebię...- krzyknęłam do niego i wyszedłem na miasto. Gdy tak sobie chodziłem ktoś mnie chwycił za ramię i zaciągnął siłą do jakieś ciemnej uliczki. Ja szybko obroniłem się i przycisnąłem go do ściany wyciągając pistolet do głowy.
-Kim kurwa jesteś? Mów jeśli chcesz jeszcze pożyć!!!- warknąłem
<Ktoś?>.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz