sobota, 4 stycznia 2014

Od Nuan'a cd Eriki

Związek oparty na miłości? Zapłodnić? Co to kurwa jasna ma być?!
- Co ty pieprzysz dziewczyno!? – wydarłem się.
Byłem wściekły. Znajomość z tą laską od początku układała się źle, a teraz jeszcze to. Warknąłem wściekle i w przypływie złości rzuciłem kanapą o ścianę. Erika wrzasnęła wystraszona. Noga bolała jak cholera, ale mimo to poczłapałem w stronę wyjścia.
- Ugryź, do nogi! – warknąłem.
Pies w mgnieniu oka był przy mnie. Wyczuwał mój nastrój, uszy położył po sobie i kulił ogon.
- A ty dokąd? – zapytała dziewczyna.
- Z dale od ciebie – powiedziałem i wyszedłem.
Próbowałem mignąć, ale nie mogłem. Jako cień miałem pewnie dłużej niż dwa dni, ale to i tak chuj, nie pocieszenie.
- Nie możesz tak zwyczajnie odejść, umrzesz! – krzyknęła za mną stojąca w progu dziewczyna.
Odwróciłem się do niej i spojrzałem na nią wściekle.
- Wiesz na tym świecie istnieje kilka rzeczy, w które ludzie usilnie wierzą, a które nie istnieją. Są to Bóg, sprawiedliwość i miłość.
- Skąd to niby wiesz?
- Gdyby istniał Bóg, to nie byłoby na tym świecie czegoś takiego jak ja. Jakby była sprawiedliwość to grzeczne dziewuszki mieszkałby w pałacach, a nie kończyły jako kurwy. A miłość? Kolejna wymówka, którą stosują ludzie, żeby wykorzystywać siebie nawzajem.
Odwróciłem się i odszedłem. Klnąc na czym świat stoi doczłapałem do Edenu. Lokal był już zamknięty, ale wiedziałem, że Ricco jest w środku. Załomotałem więc do drzwi.
- Nuan? – zapytał mężczyzna otwierając. – Wyglądasz fatalnie.
- Jakbym, kurwa nie wiedział – wycedziłem, bo noga płonęła mi żywym ogniem. – Wpuścisz mnie?
- Tak, wchodź.
Ricco przesunął się i wpuścił mnie do środka. Opadłem ciężko na podłogę.
- Co się stało? Może wezwę karetkę? – dopytywał.
Musiałem faktycznie fatalnie wyglądać skoro ktoś taki jak Ricco chciał dzwonić po ambulans.
- Żadnych karetek – powiedziałem. – Daj mi coś mocnego, odpocznę chwilę i pójdę.
- Spoko, możesz tu zostać dopóki ci się nie poprawi, tylko mi się tu nie przekręć.
Zabrałem butelkę gorzały i poczłapałem do niewielkiego pokoiku na zapleczu. Czasami pomieszczenie robiło mi za sypialnię.
Opadłem na wąskie łóżko. Czułem się jakby coś po mnie przejechało. Wlałem w siebie zawartość butelki niemal duszkiem.
Miłość. Jakieś, kurwa, kpiny. Czułem się jakby mnie wsadzili do jakiejś chorej bajki. „A urok odczyni pocałunek prawdziwej miłości!” Taa... Na dodatek ten fragment o zapłodnieniu, jak ona to romantycznie ujęła. Pieprzenie! Tak jakbym mógł... Nie ważne.
Sięgnąłem po kartkę i długopis. Zacząłem robić jedyną rzecz, która mnie uspokajała. Zacząłem rysować. Pozwalałem by rysik delikatnie muskał papier. Zbiór linii utworzył obraz i zanim zdałem sobie sprawę co rysuję z kartki spoglądała na mnie ona. Erika. Na jej twarzy malowała się ulga, tak wyglądała wtedy kiedy z tym jej pieprzonym gadem wszystko było ok.
Zgniotłem papier i rzuciłem nim w kąt.
Poczułem, że słabnę. Obróciłem się na bok i zasnąłem. Słyszałem jeszcze popiskiwanie Ugryzia.
<Erika? To jak podejmujesz się obłaskawienia bestii?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz