sobota, 15 lutego 2014

Od Edvard'a c.d Shizuo

Siedziałem sobie w samotności i gapiłem się jak zahipnotyzowany w okno, jednak ktoś musiał mi przerwać tą wspaniałą chwilę. To był Izaya, i czego on ode mnie chciał? Zaśmiać się w twarz, a może bym wrócił po resztę swoich rzeczy. Jednak chodziło o mojego syna, podobno był w strasznym stanie.
-Zastanowię się.- powiedziałem sucho i się rozłączyłem. Chwilę wpatrywałem się w zegar ale w ostateczności wstałem i pobiegłem do drzwi.
-Rika, wychodzę do pracy.- skłamałem i wybiegłem od razu z budynku. Znów zaczęło lać jak cebra, zatrzymałem jakiś samochód i wyrzuciłem z niego kierowcę.
-Dzięki za pożyczkę.- krzyknąłem do niego i pojechałem pod mój stary dom. Wbiegłem do mieszkania cały mokry, przeklęty deszcz! Jeszcze ja się rozchoruję. Od razu, pobiegłem do pokoju Shizuo. Na widok Izayi, aż mi ciśnienie podskoczyło. Kochałem go ale byłem wściekły i rozżalony.
-Chodź młody jedziemy do szpitala.- od razu pomogłem mu wstać.
-Weź mu jakieś ubrania.- warknąłem do Izayi. On przestraszony szybko wrzucił coś do torby. Gdy wychodziłem z budynku, na całe szczecie przestało padać. Wsadziłem go do samochodu, chciałem już odjechać ale Izaya szybko też się wpakował...
Szybko dojechałem do szpitala, Izaya został z nim a ja podszedłem do recepcji.
-Mój syn ma 41 stopni gorączki i ledwo żyje macie go natychmiast przyjąć!- spojrzałem na nią ostro, by nie mile żadnej karetki na zbyciu. Ona spojrzała na mnie i się przeraziła.
-Dobrze!- od razu do kogoś zadzwoniła, a Shizuo został przyjęty i zrobili mi szereg badań. Ja siedziałem w poczekalni z nim...w absolutnej ciszy.

<Izaya?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz