Spojrzałem na drzwi, nie mogłem go tak po prostu zostawić i pozwolić mu się gdzieś szwendać.Szybko wyszedłem z domu i ruszyłem za Izayą. Co ta gniada znów kombinuje? Pewnie jakieś zlecenie lub coś w tym stylu...Gdy tak chodziłem po mieście śladami mojej przyszłej żony. Niestety ale go zgubiłem. Kurwa! Teraz nie wiem co on robi i czy nie grozi mu jakieś niebezpieczeństwo. Chodziłem bez sensu po mieście, jednak po paru godzinach nogi mnie zaczęły boleć. Wracałem do domu, przez molo, pary zakochanych chodziły sobie po plaży i oglądały zachód słońca. Nagle ludzie zaczęli uciekać, zaciekawiony podszedłem bliżej, była tam grupa gangsterów. Mieli nawet dobrą broń, jeden z nich trzymał worek, pewnie z ciałem lub osobą która idzie na odstrzał. Dostrzegłem że ta osoba była żywa, nagle mnie jakoś serce ukuło. Może to jakieś dziecko lub kobieta która ma jutro wsiąść ślub. Pobiegłem szybko i wyciągnąłem pistolet z spodni.
-Dobra, wypuście go i wypierdalać na swój teren!- warknąłem i przyłożyłem lufę do gościa który trzymał worek.
-Kogo licho przywiało, czyżby to nie sam Var...- powiedział jeden z nich zadowolony.
-Naprawdę? Nie zapominaj że to teren mojego przyjaciela...jeśli mu powiem że narobiliście mu syfu to nie pożyjecie długo.- zaśmiałam się. Widać że nagle się przestraszyli.
-Więc zostawcie tą dziewoją i wypierdalać stąd tępe chuje.- warknął, oni ze spokojem się wycofali. Ja jedynie zadowolony pomogłem owej osobie wyjść z worka.
-Mam nadzieję że nic ci nie jest...- podałem dłoń, dostałem szoku to był...
-Kurwa! Izaya co ty tu do jasnej cholery robisz?- wydarłem się na niego jak by był małym dzieckiem.
<Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz