Teraz będzie mi marudził jak to mu źle jest, to nie było się kurwa mać wpakowywać w kłopoty. Gdyby nie ja, moja łaska by pewnie zginął. To był cud że tam przechodziłem o tej porze i chciałem tą "niewiastę" uratować.
-Oj biedny mój Izaya.- przytuliłem go do siebie.
-Wiesz ale teraz masz czas by zorganizować nam ślub, skarbie.- pocałowałem go w policzek. Izaya się słodko uśmiechnął, jest taki i uroczy.
-Własnie kiedy ta cała Yuki sobie pojedzie wygląda podejrzanie i się ślini do mojego synka. Ona nie jest odpowiednią partią dla niego. Własnie trzeba mu znaleźć jakąś dziewczynę...- zamyśliłem się. Chcę mieć wnuki i je uczyć strzelać, i bym chciał widzieć szczęśliwego Izayę jako babcię.
<Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz