Spojrzałem na rozpłakaną twarz Izayi, czy on naprawdę mnie kocha? Pewnie tak, on nie płacze bez powodów. Wstałem i pociągnąłem go za sobą, robiliśmy zdyb duże widowisko. Wszedłem do jakiegoś pokoju i zamknąłem go na klucz, by nikt nam nie przeszkadzał.
-Izaya, ja naprawdę ciebie kocham.- wyszeptałem. Nie potrafiłem bez niego żyć, był jak mój narkotyk. Pociągał mnie każdego dnia i nie miałem go dość.
-Nie kłam.- krzyknął, przytuliłem się do niego. Żałowałem za wszystko, ale on też żałuje za to co zrobił. Próbował się wyrwać.
-Izaya.- powiedziałem ciepło i pogłaskałem go po policzku ścierając stróżkę łez. On się uspokoił i spojrzał na mnie, jego źrenice się powiększyły.
-Aishiteru, baka. (kocham cię głupku)- powiedziałem do ucha. Dlaczego zawsze ja jestem tym który robi pierwszy krok. Podniosłem jego podbródek i pocałowałem wkładając w to wszystkie moje uczucia.
<Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz