czwartek, 27 lutego 2014

Od Law'a c.d Xsawier'a

Czułem jego ciepłe usta i jeszcze cieplejszy język. To dziwne, że leciała na nasz z góry zimna woda, a jego ciało nadal grzało. Jednak i tak nie chciałem tu zostać długo, wolałbym nie ryzykować wyziębieniem jego organizmu (wiem, że jest demonem, ale to taki lekarski nawyk), nie dość, że woda jest lodowata, to jeszcze przytula mnie do siebie.
- Przepraszam...- szepnąłem w przerwie na złapanie oddechu.- Po prostu tak cię kocham, że przejmuję się każdą rzeczą...
- To cię nie przejmuj bo nie masz czym.- ścisnął moje pośladki i czule pocałował w usta.
- A tamtą agentką?
- Myślałem, że omówiliśmy ten temat.
- No tak, ale to nie zmienia faktu, że się martwię.- westchnąłem i przytuliłem się do niego.- Ja sobie będę siedział na jakimś pipidówku, a tobie może się coś stać...
- Nie myśl o tym.- wpił się w moje usta.
Po jeszcze paru minutach takiego całowania się w końcu zaczęliśmy się wzajemnie myć.
- Porobimy coś czy idziemy spać?- uśmiechnął się gdy myłem mu tors.
- Emm... Ostatnio myślałem, że może pójdziemy na jakąś imprezę i się trochę zabawimy? Noc jeszcze młoda... Chyba, że jesteś zmęczony.- uśmiechnąłem się zadziornie.

[Xsaw?]

środa, 26 lutego 2014

Od Xsawier'a cd Law'a

- Jesteś idiotą... - zaśmiałem się. - Mówiłem ci przecież, że cię kocham i jakieś tam ćwiartowanie ludzie tego nie zmieni. - Podszedłem do niego i cmoknąłem go w usta.
- A teraz chodźmy pod ten prysznic! - Ściągnąłem jeszcze z siebie bokserki i wlazłem do kabiny, a za mną wszedł Law. Odkręciłem zimną wodę. Na początku trochę mnie zmroziło, ale potem moje ciało powoli zaczęło przyzwyczajać się do zimna. Traffy nadal wyglądał jakby nie był przekonany po tym co powiedziałem, więc złapałem go za pośladki i przyciągnąłem do siebie jak najbliżej.
- Co mam zrobić byś mi uwierzył? - zapytałem, ale nie czekałem na odpowiedź. Od razu wpiłem się w jego usta, wlewając w ten pocałunek pożądanie, ale nie tylko... Jak on mógł we mnie zwątpić!?

<Law?>

Od Shizuo c.d Edvard'a

Moje myśli cały czas krążyły wokół Riki, no zabiję ją! Muszę stąd jakoś wydostać! Lekarze już poszli po tym jak podłączyli mnie ponownie pod wszystko, ale Shinra został.
- Shinra... Musisz mi pomóc.
- O nie Shizuo, wczoraj trafiłeś do szpitala i twój stan jest ciężki, twoi rodzice się tym zajmą.- powiedział twardo.
Złapałem go za kołnierzyk i przyciągnąłem do siebie by spojrzeć mu wściekle w oczy.
- Albo mi pomożesz, albo cię zabiję.- warknąłem wściekle.
- Dobra.- westchnął, on wcale się mnie nie bał.- Ale potem od razu wracasz do szpitala.
- Będę tu nawet mógł zamieszkać.

--------------------------- IZAYA--------------------
Nerwowo szukałem jakiś informacji w komputerze i dzwoniłem do wszystkich swoich kontaktów, a miałem ich całą masę.
- Ażeby cię szlag! Dlaczego ja cię wcześniej nie zabiłem?!- krzyknąłem.
Dlaczego ja tak długo to odkładałem? Teraz to już nie ważne, muszę z Edziem ratować Rikę, została porwana i musimy działać szybko, i z jakimś planem.
Pobiegłem do przedpokoju i zacząłem się ubierać nerwowo dzwoniąc do Edzia.
- Masz coś?- odebrał.
- Tak, to mój ojciec, porwał ją.
- Jak to twój ojciec?!
- Jak go zabiję to ci o nim opowiem, jadę do ciebie, wiem gdzie jest Rika.
- Dobra.- rozłączył się.
Ręce mi się trochę trzęsły ale nadal zachowywałem zimną krew. Uzbroiłem się w noże, pistolety i ludzi którzy od dawna służą mi jak wierne psy. Już zamykałem mieszkanie gdy mój telefon się odezwał.
- Halo?- odebrałem.
- Panie Orihara, mamy złą wiadomość, młody Heiwajima uciekł ze szpitala.
- Jak to?! Nie ważne...- rozłączyłem się i od razu zadzwoniłem do swojego narzeczonego.
- Var, Shizuo zwiał dodatkowo ze szpitala!

[Var? Rika?]

Od Edvard'a c.d Shizuo

Myślałem że dostanę szału, Rika uciekła by zrobić za Shizuo zlecenie, może jej się coś stać i moja kochana córeczka chce kogoś zabić dla niego.
-Zamorduję ją!- krzyknąłem wściekły. Od razu wypadłem z jej pokoju jak szalony.
-Zostań tutaj, jak będziesz coś wiedział to zadzwoń.- pocałowałem go i wybiegłem z domu. Chodziłem po mieście i szukałem i nasłuchiwałem. Boże a jeśli ktoś jej coś zrobi, chciało mi się płakać. Pewnie Shizuo jest strasznie wściekły.

----Rika-----

Od razu ruszyłam szukając mojego obiektu, jednak nagle ktoś mnie chwycił od tyłu i uderzył. Straciłam przytomność, dopiero obudziłam się w bagażniku związana a na moich ustach była taśma klejąca.
O nie ktoś mnie porwał, zaminiełam się w kitsune dzięki temu mogłam ich podsłuchać.
-Mamy ją szefie tewraz mamy całą ich rodzinkę w garści...- jeden z nich się zaśmiał.
-Dobra robota, róbcie co chcecie ale ma być żywa...- i koniec rozmowy. Boże w co ja się wpakowałam>

<Shizuo, Izaya, Var?>

Od Law'a c.d Xsawier'a

Nie wiedziałem za bardzo co o tym myśleć... I wolałem nad tym nie główkować. Do sali wszedł Kid, jak zwykle zachowywał się jakby był u siebie.
- Matko jedyna, jak zwykle zrobiłeś rzeź.- prychnął.- Ooo... Widzę, że tutaj sobie ćwierkacie... Law nie rumień się tak, bo się roztopisz...!- zaśmiał się.
- Kid nie gadaj tyle bo ci utnę jęzor.- warknąłem.- Posprzątaj tu przy okazji.
- Niech ci będzie.- westchnął.- Wy się zajmijcie sobą czy co tam sobie chcecie.- pomachał odganiająco dłońmi.
- No i super!- Xsawier szeroko się uśmiechnął i złapał mocno mój nadgarstek.- Idziemy do łazienki.
Nawet nie zdążyłem zareagować gdy zostałem pociągnięty do owego pomieszczenia. Przyjemnym uczuciem było kąpać się z Xsawem, ale ze względu na moją "przypadłość" musieliśmy kąpać się w zimnej wodzie, a wiedziałem, że dla demona nie jest to przyjemne doświadczenie.
Zaczęliśmy się rozbierać, a ja cały czas myślami byłem gdzie indziej.
- Law, słuchasz mnie?
- Co?- spojrzałem na niego, uśmiechał się szeroko.
- Znów mnie nie słuchałeś, co się taki spięty zrobiłeś?
- Bo... Bo nie wiem co o mnie myślisz po tym wszystkim...- westchnąłem w końcu.

[Xsawier?]

wtorek, 25 lutego 2014

Od Ricco cd. Emily

Przyglądałem się Emily, kiedy zadzwonił mój telefon.
- Tak? - zapytałem odbierając i oddalając się nieco.
- Ricco, błagam ratuj. Jestem u Alex'a on.. nie chce mnie wypuścić, coś mi dał, i do tego Nuan... - słyszałem spanikowany szloch Eriki. 
- Uspokój się i powiedz mi gdzie jesteś - podała mi adres. - Będę niedługo.
- Co się stało? - usłyszałem za sobą głos Emily.
- Emily... muszę iść. - wymamrotałem 
- Powiedz co się stało - poprosiła.
- Erika ma kłopoty -powiedziałem i ruszyłem do wyjścia. 
- To migiem - powiedziała moja towarzyszka.
Na miejsce dotarliśmy naprawdę szybko. Zapukałem do drzwi, usłyszałem krzyk. Drzwi dostały solidnego strzałą i zamek puścił. Wszedłem do mieszkania. Zobaczyłem jakiegoś chłopaka dobijającego się do drzwi, chyba łazienki. 
- Czego tu? - warknął i zarobił solidny cios w twarz. 
Nie uznawałem przemocy, ale temu tu się należało. Dostał jeszcze z kolana w splot słoneczny i padł jak długi. 
- Eri to ja - powiedziałem  - otwórz. 
Dziewczyna wypadła z płaczem i przytuliła mnie.
- Spokojnie, już wszystko dobrze - powiedziałem gładząc ją po włosach. - Czy on coś ci zrobił?
- Nie.. Nie wiem - powiedziała i zadrżała. - Nuan... on widział jak Alex mnie całował. Widziałam go, usłyszałam wycie, takie przeraźliwe i on zniknął, a Alex przytargał mnie tu i....
Rozszlochała się i nie mogła wydusić z siebie ani słowa więcej. 
- Najpierw musimy cię stąd zabrać - powiedziałem. 
Wziąłem dziewczynę na ręce. Powinienem wezwać policję i dopilnować, żeby ten gnojek skończył w pierdlu, ale coś mi mówiło, że nie ma na to czasu.
Emily wezwała ju taksówkę. Kiedy jechaliśmy do domu Eriki modliłem się by Nuan tam był. Nie wiedziałem co się z nim dzieje.
- Co teraz? - zapytała mnie Emi, gdy okazało się, że dom jest pusty, a Eri poszła się przebrać.
- Nie mam pojęcia.... - powiedziałem.
Wiedziałem, że Nuan'a trzeba znaleźć.
- Nuan jest... cieniem, czy jak on to nazywał. Potrafi znikać i to dosłownie, jeżeli to zrobił to nie mamy szans go znaleźć. Może Ugryź złapie jakiś trop... - tylko to wpadło mi na myśl.

<Erika? Emily?>

Od Emily cd Ricco

Szybko wbiegłam na scenę i zaczęłam śpiewać i poruszać się w rytm muzyki. Nikt nie protestował jak dorwałam mikrofon. Ricco patrzył na mnie spod sceny i uśmiechał się... dość smutno. Jeszcze nie wiedział, że pojadę z nim do Japonii... na razie nie zamierzałam mu o tym mówić. Dowie się kiedy już będziemy wylatywać. Chcę zobaczyć czy się do mnie przywiąże, czy może wyjedzie bez żadnych przeszkód. Ricco odszedł od sceny, wyjął telefon i zaczął z kimś rozmawiać. Widziałam jak jego twarz tężeje, a w oczach widziałam cień strachu. Coś się stało. Oddałam wokalistce mikrofon i szybko zbiegłam ze sceny. W mgnieniu oka znalazłam się przy Ricco. Zdążył już skończyć rozmowę, ale dalej wydawał się nieobecny.
- Co się stało? - zapytałam delikatnie dotykając jego ramienia. Mężczyzna drgnął i spojrzał na mnie.
- Emily... muszę iść. - wymamrotał.
- Powiedz co się stało.

<Ricco?>

Od Xsawier'a cd Law'a

- Rodzinę? - Zakpiłem - Jeżeli kiedykolwiek ktoś taki istniał to nie żyje od ponad 600 lat... demonem się nie rodzisz. - Wytłumaczyłem kończąc myć zakrwawione narzędzia.
- No to jak?
- Eee... a to jest pytanie na które nie potrafię odpowiedzieć. Po prostu.. tak się dzieje. Może umarłem i znalazłem się w piekle, a może byłem zły i po mnie przyszli... nie mam pojęcia. - Uśmiechnąłem się i podszedłem do niego.
 - Ale nie ważne, stało się to tak dawno... - Złapałem go w pasie i przyciągnąłem do siebie. - Coś ty taki spięty? Idziemy się rozluźnić pod prysznic?

<Law?>

Od Nuan'a cd. Eriki

Zobaczyłem ją i jego. On objął ją, przyciągnął do siebie, a ona? Ona nie stawiała oporu, oddała pocałunek. Zmroziło mnie. Chwyciłem się za głowę i cofnąłem. Dlaczego? Co znów źle zrobiłem? Powinienem tam podejść, zabić go, ale po co? Skoro go chce, kocha... Tylko dlaczego mówiła mi to wszystko? Dlaczego powiedziała, że łączy nas miłość?
„Cienie jak kwiaty. Rodzą się nasionami ukrytymi w ciemności. Nie ma tam nic, nie ma słońca, nie ma wilgoci, są więc uśpieni. Trwać tak mogą wiecznie, jednak podświadomie pragną światła, pragną rozkwitnąć. Kiedy cień znajdzie wreszcie swoje światło nasionko jakim jest kiełkuje, przeradza się w kwiat. Pełen barw i życia. Kiedy jednak kiedy cień traci swoje światło, nie może znów stać się nasionkiem. Jest wtedy kwiatem, delikatnym, rzuconym na żer ciemności.”
Dłonie mi drżały, w piersi czułem ból, który wyciskał resztki powietrza z moich płuc, a ucisk w gardle nie pozwalał znowu go zaczerpnąć.
Zniknąłem. Wyjąc i zawodząc, w niematerialnej formie gnałem przez miasto. Nie wiem w jakim kierunku, po prostu byle dalej od niej, od bólu.
Zmaterializowałam się jeszcze w powietrzu. Upadłem z hukiem na chodnik raniąc sobie nogi i dłonie. Wstałem, musiałem na czymś wyładować złość. Zacząłem prać mur. Pomogło mi to zagłuszyć ból. Kiedy fragmenty cegieł zaczęły odlatywać a moje połamane dłonie krwawić, upadłem. Moje policzki zrobiły się mokre, a moim ciałem wstrząsną szloch. Płakałem, najzwyczajniej w świecie płakałem. Ale nawet słone łzy mieszające się z krwią nie mogły złagodzić tego co działo się w moim wnętrzu, nie mogły odgonić szponiastych dłoni zaciskających się na moim sercu i krtani.
Usłyszałem kogoś, czyjeś wołanie, nie wiedziałem co oznacza, nie chciałem wiedzieć. Znów zniknąłem, szarpany przez wiatr.
„Pozbawiony słońca kwiat może uschnąć i zmienić się w pył, który rozniesie wiatr. Zostanie po nim tylko kurz, podobny wspomnieniom. Jego warstwa wciąż targana wiatrem maleje, aż zaciera się całkowicie”
Usłyszałem kobiecy głos. Jakaś dziewczyna szła brzegiem, podśpiewując. Była szczęśliwa, zadowolona z czegoś. Jej szczęście tylko wzmogło mój ból, jej radosny głos ranił mi uszy, jej promienna twarz raziła oczy. Stanąłem tuż przed nią. Widziałem przerażenie w jej oczach, gdy zobaczyła moje krwawiące ciało.
- Potrzebuje pan pomocy? – zapytała, delikatnie wyciągając dłoń w moją stronę.
„Ludzie od wieków opowiadają sobie o potworach. Taki na przykład Boogeyman. Zjawa mogąca przybrać dowolny kształt. Niewidzialna,  a mimo to czająca się w szafie lub pod łóżkiem. Elektryzująca powietrze. Pragnąca jedynie cierpienia i strachu, porywająca marzenia i uczucia, a zostawiająca tylko ból. A wiecie dlaczego Boogeyman to robił? Bo był zazdrosny, że inni mają to co jemu zabrano, że inni widzą światło gdy on spowity jest przez mrok”
Miałem ochotę zacisnąć dłonie na jej białej szyi, sprawić jej ból, choć po części tak wielki jaki czułem ja. Przecież i tak byłem potworem. Ilu to już ludzi zabiłem? Ilu zraniłem? Jedna osoba więcej nie zrobi różnicy, prawda? Podszedłem do niej. Złapałem ją. Jej ból dawał mi jakiś wewnętrzny spokój. Był w końcu ktoś, kto cierpiał jak ja. To dobrze podzielić się z kimś bólem. Jeszcze chwileczkę, a życie ujdzie z niej. Dziewczyna zwiotczała w moich ramionach. Nie umarła, a jedynie straciła przytomność. Znów zniknąłem. Zostawiając jej nieruchome ciało.
Zmaterializowałem się tak jak wcześniej nagle. Czułem chłód, przemożny chłód raniący mnie od środka. Zauważyłem ogień. Może on da mi ciepło? Poszedłem w tamtym kierunku nie mając już siły migać. Zobaczyłem ognisko, niepilnowane, po prostu ktoś zostawił coś co miało tu spłonąć. Śmieci lub nawet zwłoki. To nie było ważne. Ważne było ciepło. Ciepło, które mogło dać choć trochę ukojenia.
Poczułem ból, dopiero jak skóra na moich dłoniach zaczęła puchnąć i odpadać. Płomienie pochłaniały kolejne fragmenty mojego ciała. Ból był ogromny, ale to był dobry ból. Tylko fizyczny, nie ten co wcześniej, palący od środka, niepozwalający oddychać.
Usłyszałem szczekanie psa i głos. Ten, który słyszałem już tyle razy. Cofnąłem się, zabierając ręce z ognia. Zobaczyłem ją biegnącą w moją stronę. Dlaczego? Dlaczego znów ją widzę? Czy nie mógłbym zapomnieć? Dlaczego wciąż jej twarz wracała do mnie? Rozdrapując moje rany, sprawiając, że ból we wnętrzu rósł i nawet poparzone ciało nie mogło go stłumić.
- Nuan... – wyszeptała podchodząc do mnie.
Cofnąłem się, oparłem o mur, upadłem. Krwawiącymi dłońmi zatkałem uszy, by jej nie słyszeć. Wyciągnęła dłoń w moją stronę, odtrąciłem ją. Na jej twarzy malował się ból, płakała. Znów ją zraniłem, znów sprawiłem jej ból.
- Przeprasza... przepraszam... – wycharczałem.
Czułem się jakbym od lat nie używał głosu.
Musiałem uciec. Wstałem chwiejnie, potykając się na śliskiej, krwawej plamie i puściłem się biegiem. Biegłem wciąż dalej, dławiąc się krwią i łzami. W końcu moje zmaltretowane ciało dało za wygraną. Upadłem. Zdołałem wczołgać się do jakiegoś opuszczonego budynku. Tam zwinąłem się w kłębek. Zimno wróciło, ból nie ustawał, ale czułem, że świadomość ze mnie odpływa. Staczałem się w ciemność. Błagałem tylko, by nigdy nie dane mi było się obudzić.
„Ciemność jest jak zgnilizna, toczy kwiat, który nie zdążył uschnąć. Sprawia, że kolejne z jego liści i płatków butwieją i rozpadają się. Los to okrutny, gdy wciąż żyjąc, kwiat otoczony jest truchłem, które niegdyś było jego ciałem.”

Od Eriki

Obudziłam się jakiś czas później w miękkim i ciepłym łóżeczku. Nie do końca pamiętałam co się stało... Ale to chyba było mniej ważne... Nawet nie wiedziałam gdzie jestem, ani kim jestem! 
- O już wstałaś! - usłyszałam radosny głos. Odwróciłam głowę i ujrzałam... Alex'a, tak wiedziałam kim jest, bo nagle wszystko sobie przypomniałam. Od zawsze był moim przyjacielem, ale potem... wyznał mi swoje uczucia, przez co się pokłóciliśmy. Długo jednak nie byłam obrażona, bo teraz najwidoczniej jesteśmy razem...
- Przyniosłem kolację. - powiedział i podał mi tacę z jajecznicą i sokiem pomarańczowym. - Lepiej si e czujesz? - zapytał i uśmiechnął się ciepło, kucając przy łóżku.
- Tak... dziękuję. - nie do końca wiedziałam, dlaczego się o to pyta, ale nie chciałam wnikać. Wolę żeby nie dowiedział się o moim chwilowym zaniku pamięci. 
- Jak zjesz to możemy pójść na spacer. Dobrze ci zrobi trochę świeżego powietrza.
- Jasne. - uśmiechnęłam się - Super pomysł. 
Dość szybko zjadłam posiłek przygotowane przez Alex'a, a on w między czasie przyniósł mi moje ubrania... nie muszę chyba tłumaczyć, że z jasnych powodów spałam naga... Co prawda nie pamiętałam szczegółów, ale to już co innego. Ubraliśmy się i wyszliśmy z mieszkania. Nie wiedziałam też dlaczego już razem nie mieszkamy... ale o to też nie pytałam. Rozmawialiśmy o różnych rzeczach. Długo chodziliśmy trzymając się za ręce. Czułam się nieswojo... mimo wszystko wciąż uważałam go za przyjaciela. Ale jeśli... już nie wiem co robić.
- Alex... - zatrzymałam się i odwróciłam w jego stronę. - Ja chyba... chyba nie...
- Nie musisz mówić. - przerwał mi i przybliżył się do mnie. Nie chciałam tego. Właściwie zamierzałam mu powiedzieć, że nie chce niczego więcej niż przyjaźni... ale nie potrafiłam też zaprotestować. Mimowolnie stanęłam na palcach by być bliżej jego ust. Chwilę później już się całowaliśmy. Sama już nie wiedziałam co robić... jego usta były... ciepłe i miłe, ale nieznajome. Brakowało im czegoś ważnego... ale nie wiedziałam czego...

<Nuan?>

Od Ricco cd. Emily

- Prowadzą klub nocny - powiedziałem.
- A jaki konkretnie? Nie powiesz mi chyba, że ze striptizem - zaśmiała się.
- Emmm... - zacząłem na co Emily wybuchnęła śmiechem.
- No to nieźle.
- W Edenie organizowałem różne występy, nie tylko tancerek, choć to faktycznie częsty element. 
- Podziwiam twoją samokontrolę - powiedziała.
- Dlaczego?
- No wiesz. Ty otoczony wpół nagimi kobietami.
- Jakoś tak... zawsze potrzebowałem czegoś więcej niż nagiej kobiety - stwierdziłem.
- A czego konkretnie? - zapytała spoglądając na mnie uważnie. 
Szczerze to sam nie do końca potrafiłem to wyjaśnić.
- Po prostu... Sam nie wiem. Blisko byłem tylko z kobietami, które w jakimś stopniu były dla mnie ... ważne - wyjaśniłem dość nieudolnie. 
Przerwała nam głośna muzyka.
- Rety, kocham ten kawałek - powiedziała Emily i wstała pociągając mnie za sobą.
Ona pognała na scenę, a ja stanąłem i przyglądałem się jej jak śpiewa. Był to naprawdę piękny widok. Dziwne to wszystko. Zapatrzyłem się jak w obrazek w praktycznie obcą mi dziewczynę. Powrót do domu będzie dla mnie o wiele cięższy niż początkowo przypuszczałem. Ale każda książka kiedyś się kończy.

<Emily?>

Od Emily cd Ricco

Upiłam łyk alkoholu i odstawiłam na podłogę.
- Steve... to jego wybór. Mnie się nie pytaj. - mrugnęłam do niego, a potem zerknęłam na Ricco. Patrzył podejrzanie na swojego drinka i z lekkim obrzydzeniem na Steva. Coś mi się wydaje, że nie jest nim zainteresowany...
- Nie martw się. Na pewno ci nic nie dosypał, nie jest tego typu facetem. - wyszeptałam podchodząc do niego bliżej. - Gramy dalej? - zapytałam. Ricco mimo wszystko odłożył alkohol nawet nie próbując i kiwnął głową na znak, że się zgadza. Włączyłam kolejny kawałek, jeden z moich ulubionych. Muse był dobrym zespołem, choć mało znanym. Mimo to nadal wydawali nowe kawałki dla swoich niewielu prawdziwych fanów. Zagraliśmy jeden z ich kawałków, a potem jeszcze jeden z trudniejszych. Trochę się zmachałam, bo na ekspercie trzeba się dużo namachać, a  że jeszcze śpiewałam, to czułam już, że na moim czole pojawiają się pierwsze krople potu. Pod sceną zaczęła ustawiać się kolejka do grania, więc i tak musieliśmy zejść. Oddaliśmy gitary i ruszyliśmy do jednego z wolnych stolików. Ludzie chyba wyczuli dobrą zabawę, bo zaczęło ich przychodzić coraz więcej. To był właśnie atut tego klubu. To jedyne miejsce gdzie można za darmo pograć w guitar hero w całej Florydzie. Mogłoby się wydawać, że Steve na tym traci, ale było wręcz przeciwnie. Zawsze po graniu ludzie zamawiali coś do picia, a same "zespoły" przyciągały liczną publiczność. Usiedliśmy najdalej od sceny w samym kącie klubu. Lubiłam prywatność... Nigdy nie przypadałam za wścibskimi oczami ludzi.
- No dóbrze... Może opowiesz mi co porabiasz w Japonii, co? - zapytałam biorąc kolejny łyk drinka.
<Ricco?>

Od Shizuo c.d Riki

- Shinra zostaw to lepiej bo potem ja dostaję opierdol.- mruknąłem do przyjaciela który zaczął oglądać maszynę do której byłem podłączony.
- Ale to takie fascynujące~!- zakrzyknął i zaczął coś klikać.
- Jak mnie prąd kopnie to ja kopnę ciebie.- warknąłem.
Shinra przylazł do mnie dwie godziny po tym jak wyszła Rika więc długo sobie nie pospałem. Sprawdził wszystkie moje wyniki badań, obejrzał każdą maszynę i leki. Wiedziałem, że się na tym wszystkim znał, bo strasznie chciał zostać lekarzem więc był zagłębiony w tych tematach.
Maszyna nagle zaczęła głośno piszczeć.
- Shizuo, chyba umarłeś...- powiedział nerwowo i zaczął przyciskać pierwsze lepsze guziki by maszyna zamilkła.
- Napraw to teraz.- głowa zaczynała mnie boleć od tego pisku.
- No staram się, w domu mam podobne ale inne więc wiem co kliknąć, ale jak to klikam to nie działa!
- Inne to znaczy?
- Nowsze.
Wtedy do mojej sali wpadł lekarz i pielęgniarka, zdyszeni jak nie wiem.
- Co tu się dzieje?- mruknął doktorek widząc, że jestem przytomny.- Shizuo nic ci nie jest?
- Nie... To coś się popsuło.- westchnąłem.- Możecie to wyłączyć?
- Nie trzeba było się tym bawić.- podszedł do maszyny, poklikał coś i urządzenie zaczęło działać jak przedtem. Widziałem, że w tym czasie Shinra dostał sms i gdy zobaczył co tam jest napisane to trochę pobladł i spojrzał na mnie.
- Shizuo, mam niepokojącą wiadomość...
- Co?- ignorowałem lekarza i pielęgniarkę którzy zaczęli mnie badać.
- Asami-chan napisała mi, że Rika poszła na twoje zlecenie.
- Jak to kurwa!- ryknąłem, a kobieta odskoczyła ode mnie przerażona.- Zabiję ją... Znajdę i zabiję! żeby być takim głupim i się narażać!- zacząłem wychodzić z łóżka.
- Shizuo! Nie możesz nigdzie wyjść! Pogorszysz swój stan!- krzyczał lekarz, a mój przyjaciel go popierał.
- W dupie mam mój stan!.- wyrwałem sobie wenflon z żyły i odczepiłem wszystkie kabelki.- Rika jest ważniejsza ode mnie.
- Wracaj do łóżka!- doktorek próbował mnie położyć.
Gdybym był w pełni silny z łatwością by go odepchnął, ale teraz ledwo stałem na nogach i do tego wszystko mnie bolało. Jednak chciałem iść ratować moją ukochaną, nie mogę pozwolić by coś jej się stało!
- Shinra zadzwoń do moich rodziców i powiedz co robi Rika, niech dadzą jej szlaban na miesiąc, ja po nią idę!
Chłopak nerwowo zaczął wybierać numer telefonu, a potem przyłożył komórkę do ucha.
- Nigdzie nie idziesz.- warknął lekarz i wbił mi strzykawkę z jakimś płynem w ramię.
Zacząłem się chwiać i moja złość lekko przeszła, kurwa... Musiał mi podać jakieś leki uspokajające. Facet podprowadził mnie do łóżka, a potem z łatwością udało mu się zmusić mnie bym się położył. Przez to coś kompletnie nie panowałem nad ciałem.
- Nie martw się, oni już wiedzą.- Shinra się do mnie uśmiechnął.- Panie doktorze~! Mogę wbić Shizuo wenflon i podłączyć go z powrotem do maszyn? Prooooooooszę!

[Var? Izzy?]

Od Lawa c.d Xsawiera

Spojrzałem mu w oczy i uśmiechnąłem się lekko, no cóż nie spodziewałem się, że tak zareaguje, ale to w końcu demon.
- Postaram się.- nie za bardo rozumiałem dlaczego mam to robić rzadziej, ale uszanuję jego prośbę, w końcu jest moim narzeczonym.- Włożysz narzędzia do zlewu i zalejesz wodą ze środkiem dezynfekującym? Ja zadzwonię w tym czasie do Kida.
- Dobrze, a potem się umyjemy.
Chłopak mnie puścił i zaczął zbierać stalowe narzędzia ja wyjąłem telefon z kieszeni i wykręciłem numer do Kida.
- Yo, co tam, skończyłeś?
- Ta, zabierzcie to truchło, bo zaraz zacznie się rozkładać.- mruknąłem i rozłączyłem się.
Wziąłem jelita z podłogi i wsadziłem gościowi z powrotem do brzucha, by zająć czymś ręce. Trochę dziwnie się czułem po tym jak Xsaw to wszystko zobaczył, mam nadzieję, że nadal będzie chciał ze mną być.
- Długo to robisz?- zapytał się odwracając od zlewu.
- Chodzi ci o to?- pokazałem martwe ciało.- Ta, zacząłem jakoś gdy miałem 13 albo 14 lat. Kroiłem zwierzęta i chłopaków którzy mi dokuczali.- zaśmiałem się.
- Rozumiem.- uśmiechnął się do mnie ciepło i potem zapadła krępująca cisza.
Była krępująca prawdopodobnie przeze mnie bo byłem cholernie spięty.
- Xsaw, w sumie to nic o sobie nie wiemy...- zacząłem w końcu.- Opowiedz coś o sobie, masz jakąś rodzinę, coś?

[Xsaw?]

Od Ricco cd. Emily

Byłem trochę zaskoczony. Tym klubem, znajomym Emily, przyznam szczerze, że początkowo byłem zwyczajnie zazdrosny gdy się na niej uwiesił, no i całą zabawą. Mimo to podobało mi się to.
- Dajesz radę? - zapytała dziewczyna.
- Z trudem - wyjęczałem, bo faktycznie sporego skupienia to wymagało.
- Nie bądź taki skromny! - powiedziała i wymierzyła mi kuksańca. - No to teraz coś trudniejszego.
Znów się zaczęło. Było trudniej  i w pewnym momencie zupełnie się pogubiłem.Emily skwitowała to radosnym śmiechem.
- Ricco pokonany! - zaśmiała się.
- Przyznaję się do klęski - jęknąłem.
- To czego się gołąbeczki napijecie!? - zapytał Steve.
- Coś mocnego - powiedziała dziewczyna za mnie.
Właściciel lokalu uśmiechnął się klasną w dłonie i popędził  przyszykować alkohol.
- Czyli to ciebie, przystojniaku trzeba winić, za to, że nam się tak Emiś zapodziała? - zapytał mnie.
- Nie... - powiedziałem.
- Nie jesteśmy razem - powiedziała Emili i spuściła wzrok.
- Jak to nie? - zapytał Steve. - Chłopie, bierz się za nią! Albo czekaj, może jednak ja mam szanse? Co myślisz Emiś?
Emily wybuchnęła śmiechem, a ja spoglądałem z podejrzliwością na swojego drinka i lekkim przestrachem na mężczyznę.

<Emi, plasiam za długość, ale ta pora już i ciężko u mnie z pomyślunkiem xD>

poniedziałek, 24 lutego 2014

Od Emily cd Ricco

- Emiś~! Jak dobrze, że jesteś~! Tak dawno cię nie widziałem!! - Usłyszałam znajomy głos Stevena, jak tylko weszłam do klubu. Mężczyzna podbiegł do mnie i rzucił mi się na szyję.
- Dobra Steve! Przecież to nie tak, że mnie długo nie było! Nie przesadzaj! - Krzyknęłam wyplątując się z jego objęć.
- Jak to nie!? Nie było cię ponad miesiąc! Wiesz co ja tu przeżywałem!?
- Miesiąc? Aż tyle? Sorka Steve... - Zrobiłam psią minkę.
- Ekhem... - usłyszałam za sobą i odwróciłam się natychmiast.
- A Ricco, przepraszam! To jest Steven. Właściciel tego nieziemskiego klubu! - Uśmiechnęłam się.
- Miło mi... - zaczął, ale Steve wszedł mu w słowo.
- No, no! Nasza Emiś w końcu znalazła sobie faceta! Szkoda, że mi się taki nie trafi... - Powiedział uważnie przyglądając się Ricco. - Wpadnij do mnie jak będziesz chciał spróbować czegoś nowego, ogierku~!
- Nie przeginaj Steve! - Krzyknęłam i złapałam Ricco za rękę. Przeszliśmy obok paru stolików, ominęliśmy trochę tańczących par, a potem wdrapaliśmy się na niewielką scenę.  Pomachałam do DJ'eja, żeby powoli wyłączał muzykę, a sama chwyciłam w rękę dwie gitary. Bas i elektryk. Oczywiście nie prawdziwe, ale do tego jeszcze dojdziemy. Bas podałam Ricco, a sama przewiesiłam sobie przez ramię gitarę elektryczną. Podeszłam do niewielkiego mikrofonu i krzyknęłam do Steva, żeby odpalał. Chwilę potem w moich uszach pojawiły się pierwsze dźwięki trailer'a z gry.
- Znasz guitar hero? - zapytałam Ricco, który chyba nie wiedział co zrobić z zabawkową gitarą.
- Nie... - jęknął. Szybko wytłumaczyłam mu o co chodzi, specjalnie przybliżając się do niego.
- Musisz naciskać kolorowe przyciski, kiedy dany kolor pokaże się na ekranie i w tym samym czasie naciskać tą wajchę tutaj. - Wskazałam przycisk imitujący struny i uśmiechnęłam się szeroko.
- Chyba łapie.
- Na razie zacznij od easy, potem może dasz radę medium. - powiedziałam patrząc na ekran z funkcjami. Widziałam, że ludzie na dole zaczęli się już trochę denerwować z braku muzyki, ale zaraz na pewno im to przejdzie. Wybrałam eksperta, zarówno na gitarze i na mikrofonie... znałam wszystkie piosenki na pamięć, więc mogłam śpiewać i grać jednocześnie. Wybrałam na początek dość spokojny i łatwy utwór, żeby Ricco nie było trudno za pierwszym razem. Po chwili w moich uszach rozbrzmiewały pierwsze nuty maps w wykonaniu yeah yeah yeahs.
Zaczęłam grać, a potem niepewnie dołączył się Ricco. Zabawnie wyglądał z małą gitarą w ręku, ale nie chciałam nic mówić. Kiedy zaczęłam śpiewać publika (o ile można tak nazwać kilku pijanych facetów w towarzystwie ulicznych dziwek...) od razu się ożywiła. Utwór nie był długi, więc po chwili skończyliśmy.
- Dajesz radę? - zapytałam Ricco przed kolejnym kawałkiem. Wiedziałam, że poszło mu nawet nieźle, bo za pierwszym razem zdobył 87%, co było godne podziwu. Moje początki były o wiele gorsze...

<Ricco? xD>

Od Riki c.d Shizuo

Wróciłam do domu, mama i tata siedzieli razem w salonie i o czymś rozmawiali. Oczywiście Edvard zajmował się bardzo dobrze mamą. Pobiegłam do swojego pokoju i odbiłam lekcje i się trochę pouczyłam. Chyba Yuki jest na mnie zła bo od paru dni nie odpowiada na moje sms. Może jest zajęta, ale przecież mam Asami-chan. Zakradłam się potem do pokoju braciszka, zostawił telefon. Akurat dostał sms, nie mogłam się powstrzymać i przeczytałam go. Chodziło o jakieś zlecenie, jednak on nie może go wypełnić i przez to jego reputacja może ucierpieć.
-Ja to zrobię.- odpisałam na sms podając się za Shizuo że zrobi to ale ma podać szczegóły. Miał zabić jakiegoś alfonsa. Dobra zrobię to dla niego, przecież pewnie ten Pan co ma zginąć jest zły. Wykradłam się z mieszkania i pobiegłam w miasto.

<Edvard. Shizuo, Izaya?>

czwartek, 20 lutego 2014

Od Raymond'a c.d. Kotaro

Pocałowałem chłopaka w usta i spojrzałem w jego oczy.
- Naprawdę tego chcesz? - Zapytałem, a on pokiwał przytakująco głową. Zdjąłem mu bluzkę i zacząłem go lizać po piesi. Kotaro słodko przy tym jęczał, więc moja ręka zagłębiła się w jego spodnie. Całowałem go delikatnie i namiętnie, a ręka bawiła się w najlepsze. Starałem najbardziej mu dogodzić. Nagle ręka (na szczęście nie ta w spodniach Kota XP) zaczęła mi się palić. Odskoczyłem od niego i próbowałem to ugasić, ale im bardziej się wściekałem, to tym bardziej ogień narastał. Dopiero, gdy włożyłem rękę pod lodowatą wodę jakoś przestało się palić. Wytarłem ręce w ręcznik i nagle on zaczął się fajczyć rzuciłem go, aby przydeptać to, ale z ręcznika zrobiła się wielka kula ognia i cała łazienka zaczęła się fajczyć. Jak najszybciej zamknąłem okna i drzwi. Szybko siebie i Kota spakowałem, bo wiedziałem, że ogień nie zgaśnie i wszystko pierdyknie. Chwyciłem półnagiego chłopaka za rękę i jeszcze jak wybiegaliśmy z hotelu włączyłem alarm przeciwpożarowy (nie wiem dlaczego, ale nawet, jak coś przeciwpożarowego wyczuje mój ogień, to samo się nie włączy). Czym prędzej oddaliliśmy się z miejsca, byłem na siebie wściekły. Gdy wreszcie stanęliśmy w miejscu usiadłem na chodniku i zacząłem płakać.
- Kot... strasznie przepraszam... ja jestem strasznie kłopotliwym człowiekiem...
<Kot? Ja wszystko rozpierdolę XD>

środa, 19 lutego 2014

Od Shizuo c.d Riki

- To zajebiście!- uśmiechnąłem się szeroko i zacząłem dosyć mocno kaszleć.
Każde poruszenie się sprawiało mi jakiś ból, a do tego Rika zmusiła mnie do jedzenia tej papki... Cieszyłem się jednak, że rodzice się pogodzili, bo w sumie to nie wymyśliliśmy żadnego planu.
- To chyba dobrze, że zachorowałem...- zamyśliłem się.
- Nawet tak nie mów!- krzyknęła na mnie.- Lekarz powiedział, że gdyby rodzice przywieźli cię godzinę później do szpitala to byś umarł!- znów miała łzy w oczach.
- Ale nie umarłem, trochę mi głupio, że się nie posłuchałem mamy.... Kazał mi się wygrzać, a ja go olałem...- westchnąłem.- Przyjdą jutro do mnie?
- Na pewno!- zaraz wytarła łzy i znów mnie pocałowała w policzek. Potem zaczęła mnie głaskać po głowie i odgarniając włosy z czoła.
- To fajnie.- uśmiechnąłem się lekko.- Muszę ich przeprosić. Jak ja w ogóle wyglądam?
- Jak kupa nieszczęścia.- zachichotała.- Jesteś blady i wyglądasz jakbyś był po tygodniowym bieganiu.
- Ale żeś mnie pocieszyła... Chętnie poszedłbym do domu... Wszystko tutaj mnie irytuje...
- Musisz wyzdrowieć Shizu-chan, masz jeszcze gorączkę i jesteś słaby, ledwo szklankę trzymałeś.- zaśmiała się.- Będę lecieć, ale przyjdę do ciebie jutro od razu po szkole, wezmę ze sobą Shinrę.
- Ale na pewno przyjdziesz? Rodzice też przyjdą?
- Tak.- pocałowała mnie w policzek.- Odpocznij Shizu...
Podniosła się i ruszyła do drzwi, przed wyjściem mi jeszcze pomachała i zniknęła mi potem z oczu. Na prawdę nie chciałem siedzieć w szpitalu, ale czułem się tak źle, że nie miałem siły nawet się denerwować. Ułożyłem się wygodnie i zamknąłem oczy by zasnąć. Myślałem trochę o tym co mogą robić rodzice w domu i czy Rika dojechała cała i zdrowa. Bo przecież teraz nie mam jak jej bronić...
W końcu zasnąłem, wybudzały mnie tylko pielęgniarki które co jakiś czas przychodziły zmierzyć mi temperaturę czy podać leki, lecz zaraz potem znów zasypiałem.

[Rodzinka?]

Od Riki c.d Shizuo

-Masz to zjeść.- powiedziałam stanowczo, on jedynie zrobił maślane oczka. Od razu chwyciłam jedzenie i karmiłam go jak małe dziecko, jednak dzięki temu wszystko zjadł.
-Kochany jesteś i taki grzeczny.- pocałowałam go w czoło.
-A co w usta?- zrobił zbolałą minę.
-Jesteś chory, było trzeba o siebie dbać skarbie~!- zacmokałam. On jedynie położył się załamany.
-To nie fair...- powiedział smutny. Ja jedynie się głośno zaśmiałam, i pogłaskałam go po policzku.
-Wiesz wynagrodzę ci to, nie będziemy musieli się od teraz hamować w domu.- uśmiechnęłam się.
-Co?!?
-Tak, tata nas zaakceptował i do tego znów mieszkamy razem. Jest tak jak dawniej a nawet lepiej.

<Shizuo?>

Od Xsawier'a cd Law'a

Z zaciekawieniem przyglądałem się wszystkim ruchom Law'a. Widać było, że ma już dużą wprawę w tego typu sprawach. Niby mi to nie przezszkadza, ale widok takiej ilości krwi, przywołała niemile wspomnienia z przeszłości. Kiedy Traffy w końcu skończył, podszedłem do niego i przytulilem go. Jakoś nie obchodziło mnie, że był cały w krwi.
- Najchętniej zabroniłbym robić ci to znowu... Ale szanuję twoją pracę. Chcę tylko... żebyś robił to rzadziej, Okey?
<Law? Sorcia, że tak długo, ale komputer mi sie zepsuł i nie miałam jak :(>

poniedziałek, 17 lutego 2014

Od Shizuo c.d Riki

- To ciekawa praca.- uśmiechnąłem się.- Będziesz w tym najlepsza.
- A skąd to wiesz?- zachichotała i cmoknęła mnie w czoło.
- Bo będziesz miała darmowe informacje od Tokijskiej Bestii.- zaśmiałem się głośno co spowodowało napad kaszlu i falę bólu.
- Shizu-chan musisz dużo odpoczywać, ja tymczasem zadzwonię do rodziców.
Wyjęła z kieszeni komórkę i wykręciła numer do mamy. Powiedziała, że się obudziłem i takie tam, oczywiście Izaya chciał przyjechać, ale Rika powiedziała, że lepiej będzie jak zrobią to jutro o teraz jestem zbyt słaby.
Potem pielęgniarka przyniosła mi coś do jedzenia i picia, do żarcia dostałem jakąś dziwną papkę, tłumaczyli mi to tym, że mój żołądek jest słaby i nie będą go katować kartoflami i schabem.
- Chyba odechciało mi się jeść...- mruknąłem patrząc na miskę z tym czymś. Ale wodę wypiłem całą.

[Rika?]

Od Riki c.d Shizuo

-Nie będziesz mi palić! A szczególnie gdy masz zapalenie płuc, czyś ty oszalał przestań myśleć że jesteś niezniszczalny.- spojrzałam na niego ostro.
-Rika przesadzasz, przecież jestem bestią.- uśmiechnął się lekko.
-Przestań tak mówić, przestań tak myśleć.- aż zebrało mi się na płacz.
-Jesteś kochany, masz wielkie serca dla mnie jesteś cudowny i delikatny, masz do tego przyjaciela .- jęknęłam.
-Bestie nie są takie, one nie mają uczuć i posiadają żądze zabijania i niszczenia wszystko na swojej drodze. A ty nim nie jesteś!- usiadłam na łóżku przy nim. On na mnie spojrzał ciepło i chwycił za rękę.
-Rika, jesteś kochana.- szepnął. Ja się szeroko uśmiechnęłam.
-Wiem o tym, nawet już wiem kim chce zostać w przyszłości...- powiedziałam szczęśliwa.
-No dalej, pochwal kim chce być moja kochana siostrzyczka.- zaśmiał się.
-Ja zostanę dziennikarzem śledczym!- powiedziałam pełna entuzjazmu.

<Shizuo?>

Od Shizuo c.d Riki

Źle się czułem, było mi gorąco, mięśnie i płuca mnie bolały, jakaś maszyna pikała denerwująco, a mi się nie chciało otworzyć oczu. Słyszałem głosy mamy i taty, ale mi się chciało tylko spać. Czułem, że tego potrzebuję i ignorowałem nawet ból głowy dziwnie stłumiony przez coś.
Dopiero zachciałem się obudzić gdy usłyszałem głos Riki. Mówiła coś o rodzicach i głaskała mnie po ręce.
Ścisnąłem jej dłoń na tyle mocno na ile obecnie umiałem czyli pewnie jak trzyletnie dziecko. Dlaczego ja się stałem nagle taki słaby? Otworzyłem lekko oczy i od razu spojrzałem na dziewczynę. Patrzyła się na mnie i miała łzy w oczach.
- Rika?- szepnąłem zachrypiałym głosem, strasznie zaschło mi w gardle.- Gdzie my jesteśmy?
- W szpitalu.- uśmiechnęła się i od razu mnie przytuliła, jednak bardzo delikatnie.- Dobrze, że się obudziłeś.
- Jak to w szpitalu? Stało ci się coś?- zrobiłem skwaszoną minę.- Czy ja coś ćpałem? Źle się czuję...
- Nic mi nie jest Shizuo.- uśmiechnęła się.- To ty jesteś chory, to wszystko przez to, że nie założyłeś nic na siebie w tą ulewę.
- Ale mi nic nie jest.- próbowałem się podnieść, ale skutecznie powstrzymał mnie od tego ból głowy, płuc i ogólnie całego ciała.- Dobra... Trochę mi słabo.
- Leż tu, ja pójdę po lekarza.- Rika zresztą też mnie powstrzymała i od razu wyszła sali.
- Boże jak ja muszę wyglądać skoro tak szybko uciekła...- mruknąłem i trochę się podciągnąłem.
Jak dobrze pójdzie to doczłapię się do jakiegoś kranu i wody. Przed próbami jednak rozejrzałem się dokładnie byłem podłączony do masy urządzeń, jedno pikało, drugie pokazywało jakieś szlaczki, a inne jeszcze jakieś cuda odstawiało. Jedyne co rozpoznałem to wenflon i stojak z tym workiem w którym był jakiś przeźroczysty płyn. Ujrzałem też mojego misia który siedział sobie na półce, pewnie rodzice go przynieśli...
Wtedy do sali wszedł lekarz, a za nim Rika.
- Kładź się.- mruknął na wejściu, od razu wykonałem jego polecenie i znów leżałem.- Jak się czujesz?
- Źle, do tego chce mi się pić i jeść.
- Zaraz coś dostaniesz.- podszedł do mnie i przyłożył do czoła jakieś dziwne urządzenie, które po chwili piknęło.- No proszę widzę postępy 40 stopni.- zaśmiał się i zaczął mi świecić latareczką po oczach.
Potem sprawdził mi gardło i osłuchał płuca.
- A więc.- zaczął.- Masz ostre zapalenie płuc, nie waż się nawet ruszać z łóżka bo dostaniesz środki uspokajające.
- To groźba?- spojrzałem na niego wściekle.
- Nie, ale wolę by twój ojciec nie obciął mi głowy.
- Który?- uśmiechnąłem się.- Pewnie Var, Izaya by powiedział, że najpierw skończył z twoją rodziną...
- Shizuo!- oburzyła się Rika i skarciła mnie wzrokiem.
- Przepraszam.- mruknąłem.- Coś jeszcze doktorku.
- Nie.- zaśmiał się.- Zorganizuję ci coś do jedzenia i picia.
Mężczyzna wyszedł, a ja spojrzałem na swoją dziewczynę.
- Nie uśmiecha mi się tu siedzieć.- skrzywiłem się.- Chce mi się palić...

[Rika?]

Od Edvard'a c.d Izayi

-To będzie łatwo wygrana.- zaśmiałem się głośno i chwyciłem go za rękę, powoli wyszliśmy z szpitala.
-Nie mów tak, wszystko może się zdarzyć!- powiedział chłopak a potem wsiadł do samochodu. Ja od razu zająłem miejsce kierowcy.
-Pewnie dzisiaj pójdzie go odwiedzić.- zaśmiałem się.
-Masz rację, ona naprawdę go kocha.- on się lekko rozmarzył.
-Głupio mi że tak się zachowałem, nawet sam mówiłem kiedyś że Rika wyjdzie za braciszka. Ale jak widać, może stać się to rzeczywistością...- spokojnie prowadziłem samochód.
-Wiesz może niedługo będziemy mieć wnuki, już to robili.- zaśmiał się. Ja nagle zatrzymałem się na środku drogi, i spojrzałem zaszokowany na Izaye.
-Co?!? Moja córeczka? Tak szybko, muszę z nią pogadać o tych sprawach.- powiedziałem lekko przestraszony, jeśli nie będą uważać to ona może zajść w ciąże przed zakończeniem szkoły. Znów ruszyłem samochodem, razem z nim. W domu rzuciliśmy się na kanapie i się przytulaliśmy.

----------Rika----------

Od razu gdy zakończyły się lekcje, wybiegłam z klasy jak szalona. Musiałam iść do szpitala do Shizuo, strasznie się o niego martwiłam. Z opowiadań mamy i taty jego stan zdrowia jest poważny i śpi. Na dworze nie było za ciekawie. Ja je spoglądałam na innym, przewracałam się. Jednak po chwili dobiegłam do szpitala. Podeszłam cała zdyszana do recepcji, tak dawno go nie widziałam.
-Ja przyszłam do Shizuo!- powiedziałam.
-A kto pyta?- spojrzała na mnie podejrzliwe.
-Jego dziewczyna.- od razu podała mi numer sali. Szybko wparowałam tam, on leżał tam podpięty do różnych urządzeń. Taki blady, jego blond włosy opadały na oczy. Usiadłam na łóżku i odgarnęłam je.
-Wszystko będzie dobrze. Wyzdrowiejesz i będziemy razem, wiesz rodzice się pogodzili.- powiedziałam, chciało mi się płakać.

<Shizuo?>

Od Izayi c.d Edvard'a

Pojechaliśmy razem z Edziem do szpitala. Rozmawialiśmy trochę po drodze, dzięki Edziowi czułem się o wiele lepiej. Wspierał mnie, uspokajał i rozśmieszał. Chyba dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że on jest jedyną osobą która mnie kocha i toleruję takiego jakim jestem. Zwykle to ja kochałem wszystkich ludzi, a nie oni mnie, nawet własna matka zostawiła mnie na pastwę losu.
Var był kimś kogo po prostu potrzebowałem.
Gdy dojechaliśmy i wysiedliśmy z samochodu to od razu poszliśmy do doktora który leczył Shizusia, pozwolił nam do niego wejść chociaż chłopak i tak spał.
Wleźliśmy do sali i gdy zobaczyłem Shizuo podpiętego do tych wszystkich urządzeń i śpiącego w szpitalnym łóżku, bladego jak ściana to aż mnie zmroziło. To wszystko stało się dlatego, że go nie dopilnowałem.
- Rozpakować mu te ciuchy czy przełożyć do torby którą wczoraj wzięliśmy? Tamta jest większa.- mruknął Edzio.
- Sądzę, że je przełożyć~!- uśmiechnąłem się.
Przez cały ranek układaliśmy jego rzeczy bo w końcu stwierdziliśmy by go rozpakować, potem położyłem mu jego misia na szafce która stała przy łóżku.
- Wyjdzie z tego, ne~?- przytuliłem się do Edzia patrząc na swojego synka pogrążonego we śnie.
- Oczywiście, że tak.- pocałował mnie w czoło.- Silny z niego chłopak. Mogę się założyć, że jak Rika do niego przyjdzie to się obudzi.- zaśmiał się.
- Dawaj, o co się założymy~?- zachichotałem.
- Jak wygram to spełnisz moje jedno życzenie, a jak przegram to ja spełnię jedno twoje.
- Dobra~! Wracajmy do domu~...

[Edzio?]

Od Edvard'a c.d Izayi

-Czemu nie?- mruknęłam i spojrzałem na niego.
-Tylko nie histeryzuj że lekarze nie potrafią nim się dobrze zająć. Czasami naprawdę przesadzasz.- westchnąłem.
-Ale się o niego martwię!- powiedział niezadowolony.
-Tak, tak tylko panuj nad sobą.- zrzuciłem go z swoich kolan i chwyciłem kanapkę. Powoli ją zjadłem w całości i jeszcze do tego szybko wsunąłem banana.
-Dobra, to ja spakuję dla niego trochę ubrań i misia.- pobiegłem na dół, w pokoju Shizuo było tak pusto ale mam nadzieję że szybko wróci do zdrowia. W pierwszy lepszy plecak wrzuciłem wszytko czego potrzebuje. Gdy zszedłem na dół, Izaya czekał na mnie gotowy przy drzwiach. Razem pojechaliśmy do szpitala.

<Izaya?>

niedziela, 16 lutego 2014

Od Izayi c.d Edvard'a

Gdy Rika dowiedziała się, że Shizuo jest w szpitalu też strasznie się zaniepokoiła, nawet zaczęła płakać, ale szybko ją uspokoiliśmy.
W nocy zaś nie mogłem wcale spać, przewracałem się z boku na bok lub cały czas wstawałem. Var był zaniepokojony ale powiedziałem mu, że nic mi nie jest i żeby spał. Ja się tylko martwiłem o Shizuo, przecież on się nadal nie obudził.
- Izaya, będzie dobrze, musisz odpocząć. Sam wiesz co dzisiaj robiliśmy i jak.- zobaczyłem jego uśmieszek.
- No wiem, ale nie mogę spać.- westchnąłem i przytuliłem się do niego.- Martwię się jak cholera.
- Jeśli się nie wyśpisz to jutro do niego nie pójdziemy, też się martwię, ale musimy odpocząć.- pocałował mnie w czoło.
W koń utulony miarowym oddechem mojego ukochanego i biciem jego serca zasnąłem.
Rano obudził mnie Var mówiąc, że jest śniadanie.
Ubrałem się szybko i podreptałem na dół uśmiechnięty.
- Co tam do jedzonka~?- oblizałem się na widok tostów.- Ja z krwią poproszę~!
Rika uśmiechnęła się i wyjęła z lodówki paczkę w której pływała świeża krew.
- Pójdziemy dzisiaj do Shizuo?- zapytała i usiadła na krześle.
Ja usiadłem Edziowi na kolanach i użyłem krwi zamiast ketchupu.
- Oczywiście~! Ale pewnie będzie spał~... Musimy mu przywieźć więcej ubrań i może tego misia co dostał jak był mały~?- zamyśliłem się.
I wtedy przypomniało mi się, że zapomniałem załatwić sprawę ze swoim ojcem, a wolałbym to zrobić przed ślubem. Dobra~! Zrobię to jak Shizuo się obudzi~!

[Rika? Var?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Spojrzałem na lekarza a potem na Izaye, chwyciłem go za rękę i wstałem.
-Lepiej wracajmy do domu, musimy razem z Riką znowu się przeprowadzić.- zaśmiałem się. Pewnie będzie skakać z szczęścia i coś podpali. Spojrzałem znów na lekarza, może będą chcieli zabić Shizuo, w ten sposób by się pozbyli problemu.
-Jeszcze jedno. Jeśli mój kochany synek zostanie skrzywdzony twoja głowa zawiśnie.- zaśmiałem się i pociągnąłem chłopaka do wyjścia.
-Myślisz że nic mu nie zrobią?- zapytał Izaya na dworze.
-Nie, widać że się nas boją a ja nie żartuję na takie tematy.- pogoda się poprawiła, wsiadłem do samochodu razem z Izayą. Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do Riki.
-Rika, spakuj swoje rzeczy i moje. Za chwilę przyjadę.- rozłączyłem się. Spojrzałem na radosnego Izayę i sam się uśmiechnąłem.
-Będzie od teraz wszystko dobrze?- zapytał, ja pomachałem potwierdzająco głową. Wreszcie podjechałem pod mieszkanie, poprosiłem by on został w samochodzie. Rika stała w drzwiach już zapakowana.
-Co się stało?- powiedziała przestraszona.
-Dowiesz się w samochodzie, usiądź do tyłu...- poszedłem jako pierwszy i wrzuciłem do bagażnika wszystko. Gdy Rika weszła, słyszałem jak krzyczy z radości. Wsiadłem na kierownicę.
-Nareszcie! Teraz będzie wszystko dobrze!- powiedziała szczęśliwa. W domu rozpakowałem się i razem sprzątaliśmy dom.

<Izaya?>

sobota, 15 lutego 2014

Od Izayi c.d Edvard'a

- Martwię się o niego Var... Widziałeś w jakim jest stanie...
- Poradzi sobie.- chłopak cmoknął mnie w czoło.
Że też przed chwilą się tutaj kłóciliśmy. Znów zacząłem się denerwować, chociaż mniej bo miałem przy sobie ukochanego.
- Var, a jak on przestanie oddychać? Przecież pali papierosy, a jak gorączka mu nie spadnie?
- Nie mów tak, nawet tak nie myśl.
Wtedy z sali wyszedł doktorek ze strzykawką.
- O tu pan jest, ja pana szukam, mam te leki.
- Ja się rozmyśliłem.- zacząłem machać rękoma.- Nie chcę~!- pisnąłem.
- Za późno.- podszedł do mnie, podciągnął mi rękaw i mimo moich protestów wbił mi igłę w ramię. Od razu jakoś mi się tak przyjemnie zrobiło. Położyłem głowę na ramieniu Edzia i uśmiechnąłem się lekko.- Stres szkodzi zdrowiu.- zaśmiał się doktorek.
- Panie doktorze, co ze Shizuo?- dopytywał się Varuś i objął mnie ramieniem.
- Widzę, że się państwo pogodziliście, to bardzo dobrze. A co do młodego Heiwajimy to nic się nie polepszyło ani nie pogorszyło. Jego organizm jest bardzo oporny. Chłopak śpi i dzisiaj na pewno się nie obudzi, sądzę, że jutro też nie. Jak chcecie możecie do niego wejść, chociaż ja na waszym miejscu pojechałbym do domu i odpoczął.- uśmiechnął się.

[Var?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Co z niego za niewyżyta bestia, robiliśmy to parę razy i do tego ostro. Boże jak ja dawno go nie czułem. Gdy wreszcie padliśmy razem na szpitalne łóżko, odczuwałem straszne zmęczenie.
-Kocham cię, i przepraszam. Akceptuje ich związek, nawet się cieszę że Rika ma Shizuo a nie jakiegoś palanta.- pocałowałem go czule. Ubraliśmy się, a ja posprzątałem.
-Dzieci się ucieszą.- powiedział szczęśliwy Izaya, ja jedynie uśmiechnąłem się pod nosem
-Masz rację, od razu wracam z powrotem z Riką, pewnie gdy obudzi się Shizuo będzie strasznie szczęśliwy.- przytuliłem do siebie chłopaka. Wyszliśmy z pokoju i usiedliśmy w poczekalni, udawaliśmy że nic takiego się nie wydarzyło. Jednak cały czas trzymałem go za rękę.
-Będzie z nim dobrze, jest silny i wyzdrowieje szczególnie dla Riki.- uspokoiłem go.

<Izaya, Shizuo?>

Od Izayi c.d Edzia

Znów poczułem to przyjemne ciepło które zawsze czułem gdy Var mnie dotykał. Nasze języki tańczyły namiętny taniec i nie miałem zamiaru tego przerywać, bo oprócz słonych łez czułem też wszystkie jego emocje. Smutek, gorycz, radość, szczęście, niepokój, ufność i miłość.
- Kochasz mnie~?- uśmiechnąłem się do niego w przerwie między pocałunkami.
- Najbardziej na świecie.- znów złączyliśmy nasze usta.
Var pchnął mnie na szpitalne łóżko i zaczął rozbierać. No a ja jak zwykle zacząłem się krępować, na moje policzki wylał się wielki rumieniec i ręce zaczęły mi się trząść.
Chciałem zacząć go rozbierać, ale po prostu nie potrafiłem, nie dałem rady. Oderwaliśmy od siebie usta, ja byłem już prawie nagi, a on ledwo miał odpiętą koszulę.
- Moja mała sierota.- zaśmiał się i sam zdjął z siebie górne ubranie.
- No nie moja wina~... Strasznie dawno tego nie robiliśmy...
- Racja.- przytaknął i zaczął wędrować językiem po moim torsie, zatrzymując się co jakiś czas przy sutkach.
Kolano dociskał do mojego krocza, przez co robiło się tam coraz ciaśniej. Nie chciałem zostawić go niedopieszczonego więc rozpiąłem jego spodnie i wydobyłem jego członka z bokserek. Zawsze lubiłem robić Edziowi loda, ale teraz nie mogłem dosięgnąć więc musiałem go pieścić ręką.
Jęknąłem gdy czerwonowłosy mnie ugryzł i wypił trochę mojej krwi.
- Tylko mi tu nie dojdź za wcześnie.- sapnął bo cały czas poruszałem jego członkiem.
- To nie jest takie proste...- jęknąłem.- Weź zacznij mnie przygotowywać...
- Wedle życzenia.- zamruczał.
Ściągnął ze mnie spodnie i bokserki. Oblizał się na widok mojego członka.
- Mam na niego ochotę.- sapnął.- Izzy wolniej, bo dojdę.
- O to mi chodzi.- zarumieniłem się jeszcze bardziej.
Edzio włożył mojego penisa sobie do ust i zaczął go pieścić, do tego włożył we mnie dwa palce. Po prostu nie wytrzymałem i doszedłem, a sperma trafiła do jego ust. Z resztą mój ukochany też doszedł brudząc mi rękę.
Chłopak połknął biały płyn i dołożył trzeci palec, jego druga ręka delikatnie błądziła po moim brzuchu. Ja jęczałem głośno i oblizywałem palce ze spermy Vara. Jak skończymy to będziemy tu musieli trochę posprzątać chociaż wątpię, że będę mógł chodzić.
- Izya, mogę już w ciebie wejść?
- Tak!- jęknąłem.
Edzio ściągnął całkowicie z siebie spodnie i wszedł na łóżko, położył moje nogi na swoich ramionach i delikatnie we mnie wszedł do końca.
Było mi tak dobrze, że krzyknąłem.
- Kocham jak krzyczysz, ale trochę ciszej bo ktoś tu przyleci.
Złączył nasze usta zduszając moje jęki i zaczął się szybko poruszać za każdym razem celnie trafiając w punkt P. Czułem się znakomicie, to było coś lepszego niż oglądanie ludzi czy skakanie po dachach budynków. To był mój Varuś.
Chłopak pchał tak mocno, że chodziło całe łóżko, też chyba za tym tęsknił.
W końcu doszedłem spinając wszystkie swoje mięśnie i jeszcze bardziej zaciskając na Edvardzie. Czerwonowłosy jęknął głośno i doszedł do mnie, a ja czując jak rozlewa się we mnie jego ciepła substancja wydałem niemy krzyk i wygiąłem się w łuk.
Oboje sapaliśmy ze zmęczenia i przyjemności, ale oboje nie mieliśmy dość. W końcu cały czas mieliśmy po dwadzieścia lat.
- Jeszcze raz Varuś~... Mocno.- wsunąłem mu język do ust.
Zrobiliśmy to potem jeszcze parę razy, nie wiem dokładnie ile, ale po tym pierwszym straciłem rachubę.
Odzyskałem swoją miłość~! Swojego Varusia~! I nie obchodziło mnie to, że mój tyłek wręcz wrzeszczał z bólu, miałem osobę która mnie kocha. Tak na prawdę kocha.

[Var?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Spojrzałem na rozpłakaną twarz Izayi, czy on naprawdę mnie kocha? Pewnie tak, on nie płacze bez powodów. Wstałem i pociągnąłem go za sobą, robiliśmy zdyb duże widowisko. Wszedłem do jakiegoś pokoju i zamknąłem go na klucz, by nikt nam nie przeszkadzał.
-Izaya, ja naprawdę ciebie kocham.- wyszeptałem. Nie potrafiłem bez niego żyć, był jak mój narkotyk. Pociągał mnie każdego dnia i nie miałem go dość.
-Nie kłam.- krzyknął, przytuliłem się do niego. Żałowałem za wszystko, ale on też żałuje za to co zrobił. Próbował się wyrwać.
-Izaya.- powiedziałem ciepło i pogłaskałem go po policzku ścierając stróżkę łez. On się uspokoił i spojrzał na mnie, jego źrenice się powiększyły.
-Aishiteru, baka. (kocham cię głupku)- powiedziałem do ucha. Dlaczego zawsze ja jestem tym który robi pierwszy krok. Podniosłem jego podbródek i pocałowałem wkładając w to wszystkie moje uczucia.

<Izaya?>

Od Izayi c.d Edzia

On chyba sobie żarty robi, mówiąc, że zabierze mi dzieci! I do tego gada, że się z niego śmiałem przez 11 lat! Skąd on niby takie coś wziął?!
- Nie śmiałem się z ciebie głupku! Z czego miałem się śmiać, co?!
- Ty zawsze znajdziesz jakiś pretekst mruknął.
- Weź się zastanów Var nad tym co mówisz.- zacząłem płakać, ignorując fakt, że jesteśmy w szpitalu w poczekalni.- Miałem się śmiać jak ja zachowuję się podczas seksu z tobą? Sam wiesz jak się zachowuję! Miałem się śmiać, że przytulałeś mnie co rano i okłamywałeś, że mnie kochasz?!
- Robiłeś ze mnie debila! Nie mówiłeś mi o tym, że Rika jest ze Shizuo!
- Bo mnie o to dzieci poprosiły! Do tego bałem się jak zareagujesz! No i widzisz jak wyszło!- usiadłem znów na krześle, kiedy ten lekarz przyniesie te leki?- Możesz już iść nie zmuszam cię byś tu siedział, wiem, że to moja wina, że zachorował, ale nie zabierzesz mi go i Riki też.
- Jak to się w ogóle stało?- mruknął.
- Wrócił do domu cały mokry wracał do domu w tej ulewie bez żadnego parasola. Nakrzyczałem na niego i powiedziałem by poszedł do wanny się wygrzać, widocznie mnie nie posłuchał, a ja go nie sprawdziłem.- zacząłem płakać.- Tylko zająłem się pracą...

[Var?]

Od Edvard'a c.d Izayi

-Jesteś debilem.- warknąłem, nawet dzieckiem nie umie się zająć. Pewnie chciał go doprowadzić do tego stanu, by miał pretekst by do mnie zadzwonić i się zabawić znów moim kosztem.
-Co? Weź mnie nie wkurwiaj...- warknął Izaya.
-Nawet nie umiesz się nim zająć, gdy wyjdzie z szpitala zabieram go do siebie.- nie chciałem tego mówić, ale nie miałem innego wyjścia. Pewnie dla niego cała nasza rodzina była jedynie jego grą.
-Nie! Nie zabierzesz mi go!- krzyknął.
-A zabiorę, i się przekonasz że jestem do tego zdolny.- warknąłem, Izaya wstał i spojrzał na mnie, oczy miał we łzach.
-Jak możesz być taki straszny, bawiłeś się mną przez 11 lat a teraz chcesz mi zabrać dzieci! Ty naprawdę mnie nie kochasz.- krzyknął.
-Ja? To ty się mną bawiłeś! Zawsze taki byłeś, pewnie przez te 11 lat śmiałeś się ze mnie.- spojrzałem na niego rozgoryczony.
-Nawet nie udawaj poszkodowanego!

<Izaya?>

Od Izayi c.d Evard'a

Strasznie się martwiłem o Shizuo, aż mi się ręce trzęsły. Nie zwracałem nawet uwagi na to jak Var mnie traktował i jak na mnie patrzył. Umocniło mnie to tylko w przekonaniu, że mnie nie kocha, chociaż ja go bardzo, no i żałuję, że od razu nie powiedziałem mu prawdy, ale robiłem to dla dobra dzieci. Chociaż i to nie wyszło.
Siedzieliśmy obok siebie w kompletniej ciszy czekając na jakieś wieści o Shizu-chanie. Co chwila do sali wchodziły jakieś pielęgniarki czy lekarze. Zaczęli mnie tym denerwować.
- Kurwa...- szepnąłem i schowałem głowę w dłoniach, a łokcie oparłem na udach.
- Przepraszam pana...- zaczepiła mnie pielęgniarka.- Widzę, że się pan denerwuje, może chce pan środek na uspokojenie?
- Nie.- mruknąłem bez emocji.- Dziękuję.
Odeszła i wtedy z sali wyszedł lekarz i stanął przed nami.
- Która z panów jest ojcem Heiwajimy Orihary Shizuo?
- Ja.- odparł Var.
- Ale w jego papierach figuruje mój podpis jako prawny opiekun pierwotniaku.- warknąłem w jego stronę.
- Mój też tam jest, a ty się nie umiesz nim opiekować.
- Twój podrobiony. I umiem się opiekować swoim dzieckiem!- krzyknąłem.
- Jakbyś umiał to by nie wylądował w szpitalu!
Zaczeliśmy od tak się kłócić, dopiero lekarz nam przerwał.
- To szpital nie jakiś targ proszę panów. Zajmijmy się młodzieńcem dobrze? Rozumiem, że oboje jesteście rodzicami, tak?
- Tak.- mruknąłem.- Co z nim jest?
- Ma ostre zapalenie płuc, a jego ciało nam trochę utrudnia sprawę. Jednak sądzę, że będzie dobrze, gdybyście przywieźli go godzinę później, prawdopodobnie by zmarł.- zrobił mi się zimno i słabo.- Zostanie na razie w szpitalu na jakieś dwa tygodnie, zobaczymy jak będzie później.
- Co z nim jest teraz?- zapytał się mój były narzeczony.
- Śpi, dostał silne leki, na razie nie można do niego wejść.
- Proszę pana...- zacząłem.- Ja jednak poproszę te leki na uspokojenie...
- Już niosę.- uśmiechnął się i znikł w sali.
Ja opadłem na krzesło i westchnąłem głęboko.

[Var?]

Od Edvard'a c.d Shizuo

Siedziałem sobie w samotności i gapiłem się jak zahipnotyzowany w okno, jednak ktoś musiał mi przerwać tą wspaniałą chwilę. To był Izaya, i czego on ode mnie chciał? Zaśmiać się w twarz, a może bym wrócił po resztę swoich rzeczy. Jednak chodziło o mojego syna, podobno był w strasznym stanie.
-Zastanowię się.- powiedziałem sucho i się rozłączyłem. Chwilę wpatrywałem się w zegar ale w ostateczności wstałem i pobiegłem do drzwi.
-Rika, wychodzę do pracy.- skłamałem i wybiegłem od razu z budynku. Znów zaczęło lać jak cebra, zatrzymałem jakiś samochód i wyrzuciłem z niego kierowcę.
-Dzięki za pożyczkę.- krzyknąłem do niego i pojechałem pod mój stary dom. Wbiegłem do mieszkania cały mokry, przeklęty deszcz! Jeszcze ja się rozchoruję. Od razu, pobiegłem do pokoju Shizuo. Na widok Izayi, aż mi ciśnienie podskoczyło. Kochałem go ale byłem wściekły i rozżalony.
-Chodź młody jedziemy do szpitala.- od razu pomogłem mu wstać.
-Weź mu jakieś ubrania.- warknąłem do Izayi. On przestraszony szybko wrzucił coś do torby. Gdy wychodziłem z budynku, na całe szczecie przestało padać. Wsadziłem go do samochodu, chciałem już odjechać ale Izaya szybko też się wpakował...
Szybko dojechałem do szpitala, Izaya został z nim a ja podszedłem do recepcji.
-Mój syn ma 41 stopni gorączki i ledwo żyje macie go natychmiast przyjąć!- spojrzałem na nią ostro, by nie mile żadnej karetki na zbyciu. Ona spojrzała na mnie i się przeraziła.
-Dobrze!- od razu do kogoś zadzwoniła, a Shizuo został przyjęty i zrobili mi szereg badań. Ja siedziałem w poczekalni z nim...w absolutnej ciszy.

<Izaya?>

Od Shizuo c.d Riki

Wracałem właśnie od Shiry kiedy dosyć mocno się rozpadało, nie miałem parasola ani kurtki, alei tak nic mi nie będzie bo mój organizm jest o wiele odporniejszy od organizmu zwykłego człowieka. Nic mi się nie stanie przez byle ulewę.
Wtedy zadzwonił mój telefon, wyjąłem go z kieszeni i odebrałem. Z włosy kapały mi krople wody, a ubranie miałem całe przemoczone.
- Moshi moshi?
- Shizu-chan, co u mamy?
- Jest z nim już o wiele lepiej, nie rozmawiamy wcale o tacie, ale zaczął normalnie funkcjonować, tak jak kiedyś.
- To dobrze, tata za to czasem płacze i jest nerwowy.
- Izaya też płacze, ale w nocy.
- Shizuo... Co tak szumi?
- Wiatr, jestem na dworze bo wracam od Shinry.
- W taką pogodę?! Masz parasol, albo kurtkę?!
- Nie, nic mi nie będzie, zaraz doję do domu.
- A tylko spróbuj zachorować...- pogroziła mi.- Pa bestyjko.
- Pa kotku.
Rozłączyłem się i trochę przyspieszyłem kroki. Gdy wlazłem do domu to od razu zrobiłem wielką kałużę na podłodze. Fack... Mama mnie zabije... A może nie ma go w domu..? Wychyliłem się trochę i rozejrzałem, mój wzrok stanął na sylwetce niezadowolonego Izayi stojącego w kuchni, chyba zanim wszedłem robił sobie kawę.
- Shizuo!- krzyknął.- Czyś ty oszalał do reszty?! Jesteś cały mory! Przebieraj się i to wanny idź się wygrzać! Jeszcze mi tu zachorujesz~...
- Dobra.- mruknąłem i zdjąłem buty.
Poszedłem do swojego pokoju i tylko się przebrałem. Wszyscy przesadzają, przecież nic mi nie będzie, jestem za mocny na chorobę. Otworzyłem sobie okno i zapaliłem papierosa. Fajnie było się tak popatrzeć na ciemne niebo i gęsty deszcz.

--------------------------------------- IZAYA ---------------------------------

Ah ten Shizu... Ja rozumiem, że on jest wytrzymały i silny, ale z czymś takim nie ma żartów. Akurat w jego przypadku choroba może zaatakować z podwójną siłą.
Dokończyłem robienie kawy , sprzątnąłem kałużę i z myślą że mój synek poszedł się wygrzać poszedłem popracować.

Następnego dnia rano Shizuo nie schodził na śniadanie.
- Shizu-chan~!- zawołałem z kuchni.- Wstawaj~! Bo się spóźnisz do szkoły~!
Jednak on nie schodził z góry. A to śpioch~! Uśmiechnąłem się szeroko i poszedłem do jego pokoju.
- Shizu-chan wstawaj~...- usiadłem na łóżku, chłopak się nie budził.- Shizu...- potrząsnąłem nim.
- Źle się czuje...- mruknął i przekręcił się na plecy. Miał ogromne wypieki i zeszklone oczy.- Wszystko mnie boli...
Dotknąłem jego czoła, a potem policzka był gorący.
- Leż tu, przyniosę termometr.
Podniosłem się i szybko poleciałem do łazienki po apteczkę, wyjąłem termometr i wróciłem do syna.
- Gorąco mi...- szepnął, wyglądał na wycieńczonego.- Pić...
- Już Shizu... Poczekaj.- włożyłem mu termometr pod pachę i poleciałem do kuchni po szklankę wody.
Gdy wróciłem, chłopak lekko się podniósł i duszkiem wypił całą szklankę. Sprawdziłem termometr i wręcz mnie zmroziło, zacząłem się cholernie bać o Shizuo.
- Kurwa jebana mać... 41 stopni... Dzwonię po karetkę.- stwierdziłem.
- Nie trzeba... Zaraz przejdzie.
- Czy ty zgłupiałeś do reszty?! Ledwo żyjesz! Leż tu, przyniosę ci okład.
Pobiegłem szybko po lodowatą ścierkę i gdy wróciłem położyłem synowi na czole. Wyjąłem szybko z kieszeni telefon i wybrałem numer na pogotowie. Jednak nie chcieli wysłać karetki, bo podobno nie było żadnej wolnej. Ale ja wiem, że tylko jak usłyszała nazwisko Orihara to zaczęła trząść portkami i stwierdziła, że lepiej by Shizuo zdechł.
- Cholera jasna...- warknąłem i rzuciłem telefonem o ścianę.
- Mamo...- szepnął chłopak.
Zmieniłem mu okład bo tamten zrobił się ciepły i sięgnąłem po drugi telefon.
- Czego?- Var warknął po drugiej stronie.- Mało ci gnido?
- Nie czas na to Var, musisz mi pomóc, Shizuo ma gorączkę i sam sobie nie poradzę przewieźć do szpitala.
- A karetka?- widać, że był trochę zaniepokojony.
- Dzwoniłem, ale ni chcą wysłać, inaczej bym do ciebie nie dzwonił. Pomożesz mi?
Ręce zaczęły mi się trząść ze strachu o blondyna.

[Var?]

Od Edvard'a c.d Shizuo

I tak powoli zleciały 2 tygodnie, Rika na początku chciała ze mną rozmawiać. Jednak to na nic, jedynie jeszcze bardziej mnie to denerwowało. W ostateczności dała sobie spokój, na całe szczęście bo gdy tylko słyszałem jego imię drżałem i zbierało mi się na płacz. Chciałem zapomnieć, on mnie nie kocha tylko się zabawiał przez te 11 lat. Rika własnie wróciła do domu.
-Jak w szkole kochanie?- spojrzałem na nią z troską.
-Dobrze.- powiedziała i od razu zamknęła się w swoim pokoju.
-Obiad jest na stole, ja wychodzę do pracy.- wyszedłem z domu, miałem jakieś głupie zadanie zabić urzędnika. Nawet nie było to trudne, był niczego nieświadomy że ktoś poluje na jego głowę. Gdy wracałem do mieszkania, akurat mocno się rozpadało. Pędem wleciałem do klatki schodowej. W mieszkań jak zwykle panowała cisza, usiadłem przez telewizorem i pogrążałem się w melancholii.

<Izaya, Shizuo?>

Od Shizuo c.d Riki

- Rika nie panikuj.- powiedziałem do telefonu.- Będziemy się w szkole spotykać i planować jak się zejdą, mamy jeszcze telefony, prawda?
- Ale ja chce się spotkać z mamą!- zaczęła płakać do słuchawki.- Co z nim w ogóle jest?
- Owinął się kocem, płacze, żre lody i ogląda telewizję. Cały czas mówi, że Var go nigdy nie kochał.
- Ale oni się kochają!
- No wiem, a Izaya nie mówił mu prawdy tylko dlatego, że my go poprosiliśmy i chyba bał się trochę jak tata zareaguje.
- Co my teraz zrobimy?
Zapaliłem papierosa i usiadłem w swoim otwartym oknie.
- Na razie nic, niech się trochę uspokoją. Przez ten czas coś wymyślimy.
- Dobrze.- pociągnęła nosem.- Spróbuj sprawić by mama znów był taki jak przedtem.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też, pa.
- Pa.- rozłączyłem się i mocno zaciągnąłem.
Kurwa no... To wszystko nasza wina... To my rozjebaliśmy związek rodziców, a trzeba było powiedzieć tacie od razu. Teraz zabiorę się za sprzątanie i może przekonam mamę by chociaż wszedł na czat i pogadał z ludźmi, to zawsze dobrze mu robiło. Może niedługo znów będzie taki jak przedtem? Musi się pozbierać...

[Edvard? Rika? Izzy?]

Od Riki c.d Shizuo

Rozpakowałam się w swojej nowej sypialni, widziałam że tata płakał miał czerwone oczy. Czy naprawdę chodzi tylko o mnie i Shizuo.
-Tato, nie rozumiem?- podeszłam do niego, siedział na łóżku i wpatrywał się w ścianę.
-Jak mogłaś mi nie powiedzieć...- wyszeptał.
-Bałam się że zabronisz mi, ja naprawdę go kocham.- aż pojawiły mi się łzy w oczach. Głośno westchnął i pokazał mi że mam usiąść przy nim.
-Jestem zły, ale potrafię to zaakceptować nie jesteście spokrewnieni można was uznać za przyjaciół którzy się razem wychowywali.- położył mi głowę na kolanach.
-Myślałem że mogę mu ufać, mówi mi wszystko a tak naprawdę się mną zabawiał.- zamknął oczy.
-Nie on cię kocha strasznie to przeżywa!.- powiedziała oburzona. On jedynie spojrzał na mnie zrezygnowany.
-Nic nie rozumiesz, nie możesz tam chodzić i spotykać się po szkole z nikim...- wstał.
-Idę do pracy!- wyszedł z mieszkania i zostawił mnie samą. Chwyciłam za telefon i od razu zadzwoniłam do brata.
-Jest bardzo źle, mogę jedynie chodzić do szkoły a potem od razu do domu! Z tatą jest też źle, ale mówi że Izaya się nim bawił, myślał że może mu ufać...- powiedziałam cicho.

<Shizuo, Izaya?>

Od Shizuo c.d Edvarda

Gdy tata wyszedł, Izaya znów zaczął płakać. Owinięty w koc runął na kanapę i z twarzą w poduszce ryczał jak mały kotek.
- Mamo... Wszystko będzie dobrze...- usiadłem obok niego i wyjąłem papierosa z kieszeni.
- Nie będzeee...! On mnie nie kocha...! Zostaaawił mneeee...! Shizu-chan...- spojrzał na mnie.- Nie waż mi się tu palić. I przynieś mi lody, możesz je polać krwią.
- Ehe..- schowałem papierosa z powrotem do paczki.- Niedługo się odwodnisz.
- Uzupełnię to lodami.- pociągnął nosem.- Zrób mi herbatki.
Podniosłem się i poszedłem do kuchni. Nastawiłem wodę i wyjąłem lody z zamrażarki, dobrze, że mieliśmy duży zapas. Potem wyjąłem z lodówki paczkę z krwią. Rodzice byli wampirami więc zawsze była w lodówce jakaś krew. Izaya często dodawał ją sobie do kawy i do lodów, Var trochę rzadziej z niej korzystał.
Otworzyłem pudełko lodów i wyłożyłem do miseczki porcję dla siebie, resztę zostawiłem w pudełku i wlałem tam krew.
- Shizu~...
- Co tam?
- Przytuuuul~...
- Idę.- westchnąłem.
Z Izayą jest coraz gorzej, do tego ta jego ręka... Stał się strasznie marudny, ale nie dziwie mu się. Var był z nim 11 lat, zaraz mieli mieć ślub... Nigdy nie widziałem pary która tak bardzo się kocha i do tego tak długo.
Zalałem herbatę, wziąłem lody i podreptałem do salonu.
Mama siedział owinięty w koc i wgapiał się w telewizor, akurat wiadomości leciały.
Usiadłem obok niego i dałem jego porcję lodów, herbatę położyłem na stoliku.
- A ty mnie kochasz~?- mruknął i przytulił się do mnie.
- Kocham cię najbardziej na świecie mamo, tak samo Rikę i tatę.

[Rika? Var?]

Od Edvard'a c.d Shizuo

Siedziałem sobie w mieszkaniu, przydały by się jakieś zakupy. Gdy się już uspokoiłem, wyszedłem na zakupy. Zapełniłem całą lodówkę i przygotowałem pokój dla Riki. Potem położyłem się na sofie i przykryłem kocykiem. Znów zebrało mi się na płacz, nigdy mnie nic tak mocno nie zabolało.
Rano ledwo co wstałem, poszedłem do łazienki oczy miałem całe czerwone. Umyłem się i jakoś ogarnąłem. Gdy wyszedłem była już 10, spokojnym spacerkiem szedłem chodnikiem. Im byłem bliżej tym bardziej się denerwowałem. Wreszcie stanąłem przed drzwiami, powoli wszedłem od razu zauważyłem torby Riki.
-Rika, chodź idziemy!- powiedziałem, od razu w korytarzu pojawił się Shizuo a w ramionach miał moją córkę. Nadal tego nie potrafiłem zaakceptować. Widziałem jak coś owiniętego kocem, szybko przemieszcza się pomiędzy salonem a kuchnią. Rika niepewnie do mnie podeszła.
-Ale tato...- nie skończyła bo od razy wziąłem jej torby.
-Na dole złap taksówkę ja tylko wezmę swoje rzeczy.- ona mnie posłuchała i wyszła. Ja w milczeniu poszedłem do sypialni, był tam straszny bałagan. Wziąłem karton z swoją bronią i wrzuciłem do niej też ubrania. Zszedłem na dół, i spojrzałem na swojego syna.
-Nie zawal szkoły.- warknąłem i wyszedłem. Razem z Riką wróciliśmy do mojego mieszkania.

<Izaya, Shizuo?>

Od Shizuo c.d Riki

- Będzie dobrze.- pocałowałem ją w czoło.- Coś wymyślimy, w tym czasie musisz zająć się tatą, a ja zajmę się Izayą.
- To wszystko moja wina...- szlochała.- Przeze mnie rodzice się rozeszli.
- To nie twoja wina!- spojrzałem jej w oczy i uśmiechnąłem się lekko.- Wszystko wróci do normy, mówię ci.
- Obiecujesz?
- Obiecuję na swoje życie.- zrobiłem znak "X" na piersi.- Oni do siebie wrócą i wszystko będzie happy.
- Wierzę ci.
Pocałowałem ją lekko w usta i wziąłem torby. Ciężko mi było się z nią rozstawać, ale nie możemy z nimi dyskutować, na pewno nie teraz gdy oboje są zrozpaczeni. Rika musi jakoś obłaskawić tatę, bo jak nie to będzie ciężko. Ja w tym czasie zajmę się mamą, chociaż nie powinno być trudno, ma mocny charakter.
Izaya leżał na dole na kanapie, łzy mu spływały po policzkach, ale już tak nie histeryzował jak jakiś czas temu.
- Shizu-chan...- mruknął.- Daj mi lody... Całe pudełko.
- Jakich?- położyłem walizki na podłodze przy drzwiach.
- Kawowe... Rika...
- Tak mamo?
- Przytul...- wyciągnął do niej ręce, a ja poszedłem do kuchni by wyjąć lody z zamrażarki.
Może jednak będzie trochę trudniej niż podejrzewałem...

[Rika? Var? Izaya?]

Od Riki c.d Izayi

Jak weszłam do domu wiedziałam że coś się stało. Tata nagle zniknął a mama siedział i łzami w oczach. Jednak gdy dowiedziałam się że tata zostawił mamę i to przez nas. zaczęłam płakać. Na całe szczęście Yuki już wróciła do domu. Od razu przytuliłam się do Izayi, nie chciałam ich opuszczać.
-Mamo, ja przepraszam to wszystko moja wina.- załkałam.
-Nie Rika, nie obwiniaj siebie za wszystko.- powiedział Shizuo i się do nas przytulił.
-Ja nie chcę was opuszczać!- powiedziałam, mama mnie pogłaskał po włosach. Czułam jak jego ręka drżała.
-Będzie dobrze idź się spakuj i do tego tatę.- grzecznie poszłam do pokoju i zaryczana się pakowałam. Ja naprawdę nie chciałam. Gdy byłam już gotowa do pokoju wszedł Shizuo, od razu się do niego przytuliłam.
-Ja nie chcę cię zostawiać.- jęknęłam.

<Shizuo?>

Od Izayi c.d Edzia

Patrzyłem się osłupiały na drzwi. Czy on mnie właśnie zostawił? Po 11 latach? Tuż przed ślubem? Nie sądziłem, że mnie zostawi... Myślałem, że mnie kocha,  że w końcu przez kogoś jestem kochany tak naprawdę.
Po moich policzkach spłynęły łzy, a ja nadal nie odrywałem wzroku od drzwi. Może zaraz wróci? Może to był tylko żart, albo zemsta?
Wtedy drzwi się otworzyły i do domu weszły dzieciaki, uśmiechały się puki nie zobaczyły mnie.
- Co się stało mamo?- zmartwiła się Rika.- Gdzie tata?
- Zostawił mnie!- wybuchnąłem płaczem.- Zostawił...
- Co?!- krzyknęli oboje, a dziewczynie też zbierało się na płacz.
Nadal siedziałem na krześle przy biurku więc podciągnąłem kolana do brody i schowałem w nich twarz.
- Dowiedział się o was.- nie przestawałem płakać.- I mnie zostawił... Rika, musisz się spakować. Twój tata jutro po ciebie przyjdzie.

[Dzieci?]

Od Edvard'a c.d Izayi

To było za wiele, przez miesiąc mnie okłamywali. A gdybym teraz tego nie zobaczył to może by robili ze mnie debila przez rok. Zawiodłem się na nich wszystkich. Odszedłem do Izayi i odwróciłem się do niego plecami.
-Wiesz co, to koniec! Pewnie miałeś dużo zabawy robiąc ze mnie idiotę.- chwyciłem telefon i portfel i włożyłem sobie go do tylnej kieszeni.
-Odwołuje ślub! Nie chce być z kimś takim jak ty, a Rika od teraz będzie mieszkać ze mną! Wrócę po nią jutro ma być gotowa do wyjścia! I mnie nic nie interesuje, nie będę ciebie słuchać.- podszedłem do drzwi i mocno je za sobą zatrzasnąłem. Moje serce bolało, miałem ochotę kogoś zamordować! Chwyciłem telefon i zadzwoniłem do swojego kolegi z branży.
-Masz jakieś mieszkanie do wynajęcia?- zapytałem.
-Jasne..- podał mi adres, ja od razu mu zapłaciłem z góry za 2 miesiące. Było nawet miłe, jednak mniejsze od apartamentu Izayi. Bym chętnie wrócił do swojego starego domu ale go spaliłem. Usiadłem na wygodnej sofie, tak jakoś zacząłem płakać. Dawno tego nie robiłem, ale naprawdę mnie skrzywdził i do tego dzieci. Czuję się fatalnie, jutro zabieram swoje rzeczy i Rikę.

<Izaya?>

Od Izayi c.d Edzia

Słysząc te słowa spiąłem się cały i zesztywniałem. Skąd on niby miałby się dowiedzieć? Ja mu na pewno nie powiedziałem... Dzieciaki też się nie zdradziły...
- Skąd takie podejrzenia~?- parsknąłem i spojrzałem się na niego głupio.- Są rodzeństwem.
- Kłamiesz.
- Nie. Nie kłamię, skąd ty niby wziąłeś takie pytanie~?
- Całują się na dole, przed blokiem.- warknął.- A ty mnie okłamujesz, znam twoje sztuczki.
Dlaczego musiał spojrzeć w to cholerne okno?! Teraz się pewnie wkurwi i nakrzyczy na dzieciaki, a oni przecież razem są tacy szczęśliwi... I słodko razem wyglądają, i kochają się.
- Var.. Nie mówiłem ci bo byś się wkurzył.
- Czyli wiedziałeś, tak?!- ryknął.
- Tak, wiedziałem od początku.
- Ile to trwa?!- złapał mnie za podbródek i zmusił bym patrzył mu w oczy.- Gadaj!
- Jakiś miesiąc...- szepnąłem.- Ale co ci to przeszkadza? Shizuo dba o nią i jest dla niej delikatny. Nie widzisz jak na siebie patrzą? Są tacy słodcy... Kochają się Var...

[Var? Dzieci?]

piątek, 14 lutego 2014

Od Edvard'a c.d Izayi

Spojrzałem na Izayę, jest taki uroczy.
-Dobra chodzimy już lepiej na dół coś zjeść a potem zajmiemy się organizacją ślubu i wesela, a potem miesiąca miodowego.- pocałowałem go. On się uroczo uśmiechnął, aż serce mi zatrzepotało. Razem zeszliśmy do kuchni, dzieciaki już jak widać poszły do szkoły. Ciekawe gdzie jest Yuki, ona przecież nie chodzi do tego liceum a może nauczyciele zrobią jakiś wyjątek. Po zjedzeniu czegoś Izaya usiadł przed laptopem i spojrzał z melancholią na swoją rękę.
-Dasz radę! Używa jednej, a ja zajmę się organizacją wakacji.- powiedziałem i usiadłem na kanapie, od razu zacząłem przeglądać katalogi z wycieczkami. Było tego strasznie dużo, ale wszystko takie pospolite.
-Może pojedziemy do Polski?- zaśmiałem się.
-Nie, straszny jest tam klimat wybierz jakieś ciepłe kraje.- mruknął.
-Karaiby!- od razu chwyciłem za telefon i zarezerwowałem wycieczkę na dwie osoby.
-Gotowe a co u ciebie?- podszedłem do niego i spojrzałem za okno.
-Dobrze, mam już ustalonego księdza i salę.- powiedział szczęśliwy. Przed naszym budynkiem stała jakaś para i się całowała. Przyjrzałem się, to była Rika i Shizuo...Ale jak? Co to kurwa jest? Spojrzałem na mężczyznę. Powoli miało to sens, czy oni od dawna.
-Izaya, czy Rikę i Shizuo coś łączy?- powiedziałem bez emocji.

<Izaya?>

czwartek, 13 lutego 2014

Od Izayi c.d Edvard'a

- Ty mu lepiej dziewczyny nie znajduj~!- zachichotałem, przecież Shizuo ma Rikę.- On sobie sam poradzi.
- Ale jak przyprowadzi tu jakąś odpicowaną lalę to odmaluję jej mordą nasze ściany.- pocałował mnie obojczyk.- To kiedy ona wyjeżdża?- powiedział ciszej.
- Za parę dni, nie wiem, dwa czy trzy. One się jakoś z Riką umawiały. A co ci ona przeszkadza, co?
- Dziwnie się patrzy na mojego synka.- stwierdził i połaskotał mnie po brzuchu.
- Połowa miasta dziwnie się na niego patrzy Var, czytałeś kiedyś co piszą o Shizuo w gazetach? Policja go jeszcze nie złapała tylko dzięki mnie i dlatego, że się go panicznie boją.
- Też bym się bał.- zaśmiał się i pocałował mnie w zabandażowaną rękę.- Ale nie chodzi mi o takie patrzenie się, ona się w nim zakochała..
- Niech dzieciaki rozwiążą to między sobą, nie będziemy się w to wcinać, a na pewno nie ty.
- A to niby dlaczego ja nie?- zmarszczył czoło.
- Bo zaraz się denerwujesz i jest jeszcze gorzej~!- zachichotałem i wtuliłem się w niego.- Kochasz swoją kalekę?
- Może masz rację.- wzruszył ramionami.- I jak ja bym mógł cię nie kochać?- złapał mnie w pasie i przeniósł na swój brzuch, moją chorą rękę położył delikatnie na swoim ramieniu.
- Nie wiem, są ludzie którzy udają miłość, a tak naprawdę mają mnóstwo kochanek i kochanków.
- Czy sądzisz, że po 11 latach dalej chciałbym to ciągnąć?
- Nie wiem.- zaśmiałem się.- Pamiętasz nasz pierwszy seks?
- Ta, zgwałciłem cię wtedy.
- A pamiętasz jak mi brzuch rozciąłeś i przywiązałeś do łóżka?
- Ale potem cię uratowałem.- zmarszczył brwi.- Ty mnie potem ugryzłeś.
- Ale dałem ci potem mleko i witaminki~! A tak w ogóle to nadal jesteś moją sekretarką, wiesz?
- Serio? Ty to jeszcze pamiętasz?
- Oczywiście! Miałeś zostać moją sekretarką bo przez ciebie zgubiłem swój ulubiony nożyk i cię jeszcze nie zwolniłem~!
- To dlaczego ja żadnej wypłaty nie dostałem?- uśmiechnął się i wsunął mi język do ust.
- Seks ci nie wystarcza~? I moja miłość~? A tak poza tym, to jesteś beznadziejną sekretarką skarbie~!- zachichotałem.

[Var?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Teraz będzie mi marudził jak to mu źle jest, to nie było się kurwa mać wpakowywać w kłopoty. Gdyby nie ja, moja łaska by pewnie zginął. To był cud że tam przechodziłem o tej porze i chciałem tą "niewiastę" uratować.
-Oj biedny mój Izaya.- przytuliłem go do siebie.
-Wiesz ale teraz masz czas by zorganizować nam ślub, skarbie.- pocałowałem go w policzek. Izaya się słodko uśmiechnął, jest taki i uroczy.
-Własnie kiedy ta cała Yuki sobie pojedzie wygląda podejrzanie i się ślini do mojego synka. Ona nie jest odpowiednią partią dla niego. Własnie trzeba mu znaleźć jakąś dziewczynę...- zamyśliłem się. Chcę mieć wnuki i je uczyć strzelać, i bym chciał widzieć szczęśliwego Izayę jako babcię.

<Izaya?>

środa, 12 lutego 2014

Od Izayi c.d Riki

- Przykro mi.- pocieszyłem dziewczynę.- W sumie to my też jeszcze nie jesteśmy małżeństwem~!- zaśmiałem się chociaż ręką strasznie dokuczała.
- Jeszcze.- zaśmiał się Var i mnie przytulił od tyłu.
- Właśnie kiedy ślub, hm?- Rika się uśmiechnęła i usiadła razem z przyjaciółką na łóżku.
- Nie wiem, jakoś niedługo~!- uśmiechnąłem się.- Musimy coś ustalić z ojcem~!
- A ja bym ustalił jakieś śniadanie.- westchnął Shizuo.
Zacząłem się śmiać i w dzieciaki zebrały się do kuchni w celu przyrządzenia czegoś. Przytuliłem się do mojego Varusia i spojrzałem na swoją łapkę. Bolała za każdym razem gdy nią poruszyłem lub gdy jest ściskana. Do tego nie mogłem poruszać palcami. Ze też teraz musiało mi się to przydarzyć akurat teraz gdy chciałem załatwić sprawę z ojcem. Nawet nie będę mógł broni trzymać.
- Var jestem kaleką.- westchnąłem zrezygnowany, odechciało mi się dosłownie wszystkiego, nawet oglądania ludzi.- Ja już się chyba nie nadaję do pracy informatora, zostanę ogrodnikiem, albo pisarzem...
- Co ty pieprzysz Izaya? Przecież to ci się niedługo zagoi.
- Ale do tej pory nie mogę nic robić!- znów westchnąłem.- Nawet na laptopie nie mogę pisać!- zacząłem marudzić.

[Var?]

Od Riki c.d Shizuo

To było cudowne, on jest cudowny nigdy nie myślałam że seks jest taki przyjemny. Przez niego niedługo się uzależnię. Jednak coś się musiało wstać mamie, ponieważ tata był zmartwiony. Więc razem postanowiliśmy spać. Ja się wtuliłam w braciszka jak zawsze. Rano usłyszałam jak Izaya rozmawia z tatą. Od razu wstałam.
-Sami przyszliśmy.- powiedziałam.
-Rika-chan to takie urocze.- powiedział mama. Ja jedynie szturchnęłam braciszka by się obudził. On lekko otworzył oczy i przewrócił się na drugi bok.
-Rika, daj mi spać jestem zmęczony...wieczorem się zabawimy.- wymruczał, ja zrobiłam się cała czerwona. A tata wyglądał jak wulkan który własnie eksplodował.
-Shizuooooo!!!!- wydarł się, od razu braciszek ocknął się i uświadomił sobie co powiedział.
-Co ty robisz ze swoją siostrą wieczorem? Pytam się! Co kurwa za zabawa?- zaczął się wydzierać.
-Tato, bo ja z braciszkiem razem gramy w grę!- powiedziałam, a on od razu się uspokoił.
-Dobrze rozumiem...- objął ręką Izayę, jak by chciał pokazać że on jest tylko jego. Nagle niepewnie do sypialnia weszła Yuki.
-Dzień dobry.- powiedziała, ja jedynie pomachałam by weszła.
-Yuki-chan dobrze ci się spało?- zapytałam, ona pokiwała potwierdzająco głową.
-Macie fajnie, tak razem wyglądacie słodko. Też bym tak chciała.- powiedziała. Widać że nikt nic nie rozumiał.
-Rodzice Yuki się rozwiedli, i teraz mieszka tylko z mamą.- wytłumaczyłam i wstałam z łóżka.

<Izaya, Shizuo?>

wtorek, 11 lutego 2014

Od Shizuo c.d Edvard'a

- Było cudownie Shizu-chan.- Rika uśmiechnęła się dysząc jeszcze po seksie.
Nie było taty więc skorzystaliśmy z okazji.
W pewnym momencie usłyszałem trzaski drzwi i spojrzałem się w ich stronę.
- O kurwa...- przykryłem Rikę.- Rodzice wrócili...
- Co?!- szepnęła.- Boże... Ja tata tu wejdzie? Albo do mojego pokoju?
- Ubierz się w pidżamę.
Dziewczyna cicho zeszła ze mnie i złapała swoją koszulkę i spodenki, sam wsunąłem na siebie bokserki.
- Shizu...- usiadła na łóżku.- A jak coś się stało?
Wzruszyłem ramionami, co by się mogło wstać? Chociaż... Tata zwykle węszył trochę w domu jak wracał i do tego nie było słychać mamy.
- Nie wiem, możemy iść sprawdzić...
Uśmiechnęła się i pociągnęła mnie za rękę.
Poczułem się wtedy jakbyśmy znów mieli po 7 lat i chodzili spać z rodzicami. To było przyjemne wspomnienie. Bardzo przyjemne.
Dziewczyna cicho otworzyła drzwi i zaglądnęła tam.
- Tato...- szepnęła.
- Co się stało?- usłyszałem głos Edvarda.
- To ja się tego chce zapytać.
- Mama ma tylko zmasakrowaną rękę.- szepnął smutno i pogłaskał śpiącego Izaye.
Faktycznie, gdy lepiej się przyjrzałem zobaczyłem, że mama ma zabandażowaną prawą rękę.
- Możemy z wami spać?- mruknąłem.
Tata spojrzał na mnie i lekko się uśmiechnął.
- Jak się pomieścimy.
Rika podskoczyła z radości i znów mnie pociągnęła za sobą. Wlazła szybko do łóżka koło taty, ja położyłem się tuż przy niej. Var przytulił delikatnie do siebie Izaye, tak by go nie urazić i nie obudzić.
Było trochę ciasno ale niedługo potem wszyscy zasnęliśmy.

--------------------------------- IZAYA-----------------------------------

Było mi gorąco, słabo i ręka bolała mnie jak nie wiem. Ostatnie co pamiętam to motylki i to, że Var niósł mnie do domu, źle się wtedy czułem. W sumie to teraz też.
Otworzyłem oczy i ujrzałem przeuroczy widok. Cała rodzinka zebrała się do łóżka~! Tak jak kiedyś~! Ale czyżby to było dla mnie~?
- A co to za harem, co~?- zaśmiałem się.
- Jak się czujesz?- Var otworzył oczy i pogłaskał mnie po głowie.
- Nie mogę ruszać ręką która cholernie boli.- westchnąłem zdając sobie sprawę, że stałem się tymczasowym kaleką.- Dzieciaki same przyszły?

[Var? Rika? Shizuo?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Spojrzałem na Izaye który powoli odpływał do innego świata.
-Nie widzę motylków...- powiedziałem, i wziąłem go w ramiona. On zemdlał, wróciłem do domu, dzieciaki już spały, położyłem go w salonie na kanapie. Biegiem zabrałem apteczkę i go opatrzyłem, też wstrzyknąłem trochę leków uspokajających. Wyłączyłem światło i przerzuciłem chłopaka przez ramię, gdy szedłem po schodach usłyszałem hałas w pokoju Shizuo. Już chciałem otworzyć drzwi, jednak pół przytomny Izaya przeszkodził mi.
-Zostaw, chce do łóżka.- szepnął. Posłuchałem go i położyłem w łóżku, przykryłem kołderką i pocałowałem. Sam wskoczyłem pod prysznic i czysty poszedłem spać.

<Shizuo? Co się dzieje w pokoju?>

Od Izayi c.d Edvard'a

No i znów mi się wpieprzył w interes!
- Var, co ty tu robisz?- mruknąłem gniewnie.- Przerwałeś mi.
- Przerwałem ci to, że chcieli cię utopić, TAK!?- ryknął.
- Oj poradziłbym sobie.- spuściłem wzrok.- Teraz, skoro nie "umarłem" to będą mieli zwiększoną ochronę. Ale przynajmniej dowiedziałem się tego czego chciałem.
- Wracamy do domu.- warknął, złapał mnie za rękę i szarpnął mocno.
Krzyknąłem głośno i wyrwałem swoją łapę.
- Var nie tak mocno, boli...- podwinąłem rękaw i pokazałem mu swoją zakrwawioną rękę.
To była mała obsuwa w moim planie, jakiś gościu zaczepił mnie jakimś kijem baseballowym w którego były powbijane gwoździe.
- Izaya...- mruknął.- Chodź.- wziął mnie na ręce.
Straciłem sporo krwi przez to więc czułem się coraz bardziej senny.
- Var... Czy ty też widzisz te motylki~?- zachichotałem sennie.

[Var?]

poniedziałek, 10 lutego 2014

Od Edvard'a c.d Izayi

Spojrzałem na drzwi, nie mogłem go tak po prostu zostawić i pozwolić mu się gdzieś szwendać.Szybko wyszedłem z domu i ruszyłem za Izayą. Co ta gniada znów kombinuje? Pewnie jakieś zlecenie lub coś w tym stylu...Gdy tak chodziłem po mieście śladami mojej przyszłej żony. Niestety ale go zgubiłem. Kurwa! Teraz nie wiem co on robi i czy nie grozi mu jakieś niebezpieczeństwo. Chodziłem bez sensu po mieście, jednak po paru godzinach nogi mnie zaczęły boleć. Wracałem do domu, przez molo, pary zakochanych chodziły sobie po plaży i oglądały zachód słońca. Nagle ludzie zaczęli uciekać, zaciekawiony podszedłem bliżej, była tam grupa gangsterów. Mieli nawet dobrą broń, jeden z nich trzymał worek, pewnie z ciałem lub osobą która idzie na odstrzał. Dostrzegłem że ta osoba była żywa, nagle mnie jakoś serce ukuło. Może to jakieś dziecko lub kobieta która ma jutro wsiąść ślub. Pobiegłem szybko i wyciągnąłem pistolet z spodni.
-Dobra, wypuście go i wypierdalać na swój teren!- warknąłem i przyłożyłem lufę do gościa który trzymał worek.
-Kogo licho przywiało, czyżby to nie sam Var...- powiedział jeden z nich zadowolony.
-Naprawdę? Nie zapominaj że to teren mojego przyjaciela...jeśli mu powiem że narobiliście mu syfu to nie pożyjecie długo.- zaśmiałam się. Widać że nagle się przestraszyli.
-Więc zostawcie tą dziewoją i wypierdalać stąd tępe chuje.- warknął, oni ze spokojem się wycofali. Ja jedynie zadowolony pomogłem owej osobie wyjść z worka.
-Mam nadzieję że nic ci nie jest...- podałem dłoń, dostałem szoku to był...
-Kurwa! Izaya co ty tu do jasnej cholery robisz?- wydarłem się na niego jak by był małym dzieckiem.

<Izaya?>

Od Izayi c.d Riki

Posiedzieliśmy tak jeszcze jakiś czas z dzieciakami, a potem wysłaliśmy je do spania. Var wyłączył telewizor i poszedł do kuchni, bo zachciało mu się ogórka przed snem. Ja usiadłem przed laptopem i wszedłem na czat internetowy. Mój przyszły mąż wrócił do salonu żrąc jabłko.
- Nie było ogórka?- zaśmiałem się.
- Odechciało mi się. Co ty robisz? Idziemy spać Izaya.
- Ne, ja dzisiaj wychodzę.
- Gdzie niby?! Mało ci na dzisiaj wrażeń?
- Var obiecuję, że teraz nie będę brał ślubu. Muszę zdobyć tylko jedną informację i wracam do domu.
- Nie możesz jutro?- westchnął.
- Nie, im szybciej tym lepiej.- uśmiechnąłem się i zamknąłem laptopa, potem podszedłem do niego i cmoknąłem w czoło.- Idź spać, niedługo wrócę.
Poszedłem do przedpokoju, założyłem swoją kurtkę z futerkiem, sprawdziłem czy mam nożyk i wyszedłem. Komórki zostawiłem w domu by nikt mi nie przeszkadzał.
Wyszedłem na dwór i skierowałem się w ciemną dzielnicę gangów.

[Var?]

Od Riki c.d Shizuo

Po tym co się wydarzyło w nocy, gdy spoglądałam na Shizuo serce waliło mi jak szalone. Nawet Yuki nic nie powiedziałam, no bo to jest takie zawstydzające.
-Rika, cała się czerwienisz o czym myślisz?- spojrzała na mnie Yuki-chan. Ja od razu się speszyłam.
-O niczym takim...- zaśmiałam się nerwowo.
-Rozumiem, jak nie chcesz to nie mów.- ciepło się uśmiechnęła. Była taka kochana i miła.
-Ja idę do łazienki.- wstałam i wszyła z kuchni. Ja od razu wstałam i pobiegłam do salonu. Rzuciłam się na sofę obok taty i Shizuo. Edvard od razu mnie przytulił, i zaczął czochrać po włosach.
-Moja kochana córeczka! Taka grzeczna i pilna uczennica. Nie oddam cię żadnemu facetowi...- powiedział. Ja tylko się głośno zaśmiałam, przecież już należę do braciszka.
-Var! Bo będę zazdrosny, masz mnie...- spojrzał na niego Izaya. Shizuo zaczął się cicho śmiać, ja się do niego przytuliłam.
-Ja mam braciszka! Kocham tylko go...- powiedziałam, tata na mnie spojrzał i się zaśmiał.
-Tak, Rika-chan...- poklepał mnie po głowie. Po chwili wróciła Yuki-chan zaprosiłam ją by się do nas przysiadła.

<Izaya, Shizuo?>

Od Shizuo c.d Edvard'a

W pewnym sensie byłem zły na tatę, że przyjechał bo nie możemy z Riką być spokojni o to, że nas przyłapie, no ale w końcu musiał wrócić.
- Zazdrosny o Rikę?- zaśmiał się cicho.
- Nie, nie obchodzi mnie to.- wzruszyłem ramionami.- Miałem zły dzień w szkole.
- A co się stało?
- Pobiłem swój rekord w rzucie na odległość kolegom.
- Rozumiem.- zaśmiał się.- Ale lepiej nie mów matce.
- Czego nie mów?! Ja wszystko słyszę!- Izaya krzyknął z góry.- Kurwa! Jebany suwak! Var chodź tu i mi pomóż zdjąć to cholerstwo!
Zaczęliśmy śmiać się z tatą, w sumie to dobrze, że już wrócił. Tęskniłem za nim, było bez niego tak pusto.
- Po co on się ubrał w tą suknie?- zapytałem.
- Czegoś tam się chciał dowiedzieć.- tata machnął ręką.- Już biegnę kochanie!- podniósł się z kanapy i ruszył w stronę schodów.
- No ja kurwa myślę!- odkrzyknął mama z góry.
Uśmiechnąłem się i spojrzałem na dziewczyny które siedziały w kuchni i chichotały. Ta Yuki była dziwna, wydawało mi się, że mnie podrywa, ale nie chciałem nic mówić, bo nie chciałem by dziewczyny się pokłóciły, w końcu i tak za parę dni wyjeżdża z powrotem do siebie.
Znów zwróciłem wzrok na telewizor i starałem skupić się na meczu. Potem na dół przyszli rodzice i usidli obok mnie.
- Oi Shizu-chan co masz taką minkę~?- zainteresował się mama i przytulił do mnie.
Zawsze lubiłem gdy się do mnie przytulał, czułem się wtedy jakoś raźniej.
- Ej Izzy, a ja?- jęknął Var.
- Ty masz karę Varuś~!
- Jaką karę? Myślałem, że wszystko sobie wyjaśniliśmy.- zrobił minę w stylu foch4ever.
- Przez trzy dni śpisz na kanapie i trzymamy celibat~!
Zacząłem się cicho śmiać, oni byli wręcz zabójczy, powinni mieć już ze trzydzieści lat, a nadal wyglądają jakby byli tuż po trzydziestce (wampiryzm... Mnie też to czeka), są prawdopodobnie najlepszymi na kontynencie ludźmi w swoim fachu i do tego zachowują się jak dzieci (a zwłaszcza Izaya). I komu ja mam dziękować za takich rodziców? Bo jeśli podziękuję Boku to na pewno nie wystarczy.

[Var? Izaya? Rika?]

Od Edvard'a c.d Izayi

Przytuliłem go do ciebie mocno i pocałowałem w czoło.
-Mam taką nadzieję, bo jeśli mnie zdradzisz i będziesz chciał ode mnie odejść znajdę cię i zabiję.- uśmiechnąłem się do niego. On na mnie spojrzał przestraszony.
-Nie żartuj tak...- powiedział poważnie
-Nie żartuję! Najpierw ciebie zgwałcę, potem zabiję, napiszę list do dzieci i testament a potem popełnię samobójstwo.- pocałowałem go.
-I to wszystko z miłości do ciebie.- zaśmiałem się i wstałem z łóżka.
-Chodź wracajmy do domu.- podałem me rękę, razem wróciliśmy do domu. Rika siedziała z swoją przyjaciółką i o czymś rozmawiały. Shizuo siedział niezadowolony w salonie i oglądał mecz piłki nożne.
-Co jest przegrywają?- usiadłem koło niego a Izaya poszedł się ogarnąć.
-Nie, wygrywamy...- burknął. Pewnie był zazdrosny, zawsze Rika zwracała na niego uwagę i się do niego przyklejała a teraz biedaczek jest samotny.

<Shizuo?>

Od Izayi c.d Edvard'a

Ten to zawsze histeryzuje, skąd do jasnej cholery mogłem wiedzieć, że za mną polezie?
- Ty naprawdę nie myślisz.- mruknąłem i zdjąłem welon z głowy.- Tylko spróbuj się wyprowadzić to natychmiast cię znajdę.
- Zdradziłeś mnie!- krzyknął, a w oczach miał łzy.
- Nawet tak nie mów Var.
- To co to ma znaczyć?!- złapał za suknię.
Podniosłem się z łóżka, złapałem materiał sukni i podciągnąłem do góry by pokazać mu podwiązki. Miałem do niech przywiązane dwie strzykawki, nóż i dwa pistolety.
- Czy uważasz, że tak poszedłbym na ślub ukochanego? Posłuchaj.- westchnąłem i usiadłem na łóżku.- Ja cię nie zdradziłem, nawet nie znałem tamtej małpy. Chciałem ci dać nauczkę&#8230;
- To dałeś!- warknął.
- Nie przerywaj mi. Chciałem ci dać nauczkę pokazując się w tej sukni, ty jak zwykle zrobiłeś na opak i polazłeś za mną.
- Ale po co tam poszedłeś?- ręce mu opadły i usiadł obok mnie.
- Mówiłem ci, zbierać informacje. Zamieniłem się miejscami z panną młodą. Chciałem się dowiedzieć tylko jednej rzeczy i potem spadać, przed przysięgą. No ale przyszedłeś ty i wszystkich zabiłeś więc muszę wymyślić nowy plan.
Edvard milczał i wgapiał się w przestrzeń przed sobą. Pewnie przyswajał informacje
- Edzio- przytuliłem się do niego.- Kocham ciebie i dzieci najbardziej na świecie. A ślub chcę wziąć tylko z tobą. I nie zdradziłem cię.

[Var?]

niedziela, 9 lutego 2014

Od Kotaro c.d Raymond'a

Był taki ciepły i kochany. Powoli wstałem z łóżka, chciałem iść do łazienki jednak się wywaliłem i uderzyłem mocno w głowę. Straciłem przytomność, obudziłem się w łóżku a przy mnie stał Raymond.
-Co się stało?- powiedziałem. On jedynie głośno się zaśmiał.
-Wywaliłeś się palancie.- uśmiechnął się do mnie, ja pomasowałem się w tył głowy.
-Przepraszam.- wyszeptałem. Nagle poczułem jak cały w środku robię się gorący i się podniecam, może to przez to że Ray był w samych spodenkach.
-Ray, ja chce ciebie teraz!- jęknąłem.

<Ray? xD>