Zamurowało mnie. Czułem jak Law się od mnie przytula, a ja stałem jak beton. A ja się wściekałem... Ale czemu wcześniej mi nie powiedział!? Nie... To nie jest teraz czas na takie wyrzuty.
- Proszę nie... - wyszeptałem i objąłem ukochanego. - Nic ci się nie stanie. Obiecuję.
- Nie martwię się o siebie tylko o ciebie! - Krzyknął w moja pierś. Byłem szczęśliwy i zdruzgotany zarazem. Law martwił się o mnie... ale tak naprawdę nigdy nie powinien.
- Dopóki jestem w postaci demona, nic, ani nikt nie jest w stanie mnie zabić. - Powiedziałem. - A jak już się komuś uda. To odrodzę się na nowo. Może i nie będę pamiętać wszystkiego ze swojego wcześniejszego życia, ale będę żył. - Law podniósł głowę i spojrzał na mnie.
- Jak to możliwe? - Zapytał, a ja się uśmiechnąłem.
- Wiesz... Lucyfer nie lubi tracić swoich ludzi, więc odradza ich za każdym razem dwa razy silniejszych. Podejrzewam, że sam już dużo razy umarłem, dlatego teraz jestem taki silny. - Pocałowałem go w czoło. - Teraz trzymam się dobrze już od prawie połowy tysiąclecia, więc myślę, że nic mi się nie stanie, jak napadnie na nas ziemska mafia. - Westchnąłem. - To co z tymi zakupami? Twoje jeansy wpijają mi się w tyłek. Niezbyt przyjemne uczucie...
<Law?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz