Znowu jakieś problemy... dlaczego ludzi tak często popełniają błędy. Tym razem pan kierownik wydziału wyposażenia wysłał nasz sprzęt nie tam gdzie trzeba. Teraz to ja muszę wszystko odkręcać i jechać wszystkich przepraszać za opóźnienie. Do tego pociąg wjechał na peron 30 minut po czasie. Jak zwykle wszystko jest przeciwko mnie. Zawsze kiedy gdzieś się spieszę wszystko się pieprzy... w rezultacie wszędzie się spóźniam. Wsiadłem do pociągu i wybrałem jakiś dogodny przedział. Prawie wszystkie były zapchane, oprócz jednego. Spała w nim jakaś dziewczyna. Usiadłem na przeciwko niej i zacząłem czytać książkę. Dziewczyna długo spała. Zastanawiałem się czy przypadkiem nie minęliśmy już jej stacji, ale w sumie... co mnie to obchodzi? Książka nie zainteresowała mnie zbytnio... była jak dla mnie zbyt naukowa. Tłumaczyła wszystkie dziedziny robotyki. Robotyka teoretyczna, medyczna, przemysłowa... a to wszystko składało się na kilka innych podziałów. Po godzinie wszystkie informacje zaczęły zlewać się ze sobą. Niestety musiałem się tego nauczyć. Zatrudniłem się w firmie tworzącej wszelkiego rodzaju roboty, na życzenie pewnego 'przyjaciela'. Miałem zrobić porządek z jego firmą, a do tego musiałem znać chociaż podstawowe definicje, żeby nie było, że nic nie umiem. Dziewczyna siedząca przede mną przeciągnęła się i otworzyła oczy. ziewając cicho skierowała wzrok w moją stronę. Odchrząknęła, uśmiechnęła się i wyciągnęła rękę w moją stronę.
- Witaj! Mam na imię Droco. - spojrzałem na nią ze zdziwieniem. Zauważyłem, że ma niespotykany kolor oczu... brąz przechodzący w czerwień. Soczewki... na pewno soczewki... nie ma opcji żebym spotkał właśnie 'tą' Droco. To pomyłka prawda?
- Ekhem... Xsawier. - przedstawiłem się, nie zwracając uwagi na jej dłoń. Jeśli to 'ona' to nie mogę jej nawet tknąć. Za to muszę się jej bliżej przyjrzeć... jeżeli to faktycznie ta słynna Droco, to na pewno jest celem różnych idiotów, którzy chcą posiąść jej moc. Wtedy będę musiał ją chronić. Może w końcu będę miał jakieś ciekawe zajęcie... a nie jakieś roboty. Droco wzięła rękę z przede mnie i oparła się o siedzenie. Zaczęła oglądać widoki za oknem. Wyglądała na rozluźnioną... oczywiście do czasu, aż pociąg gwałtownie nie stanął. Następna stacja była dopiero za jakieś 10 kilometrów, więc pewnie się coś zepsuło... tak myślałem, ale chwilę później poczułem smród, ... chimery, okropne stworzenia, które polowały na silniejsze od nich istoty w celu zdobycia siły. Zajebiście... Może i nie były zbyt silne, ale atakowały w bardzo licznych grupach. Jednym słowem były dość niebezpieczne... Dziewczyna chyba nie wyczuła zagrożenia, bo tylko się rozejrzała i wzruszyła ramionami. Odłożyłem z hukiem książkę na mały stoliczek i wstałem. Otworzyłem okno na oścież.
- Co robisz? - zapytała, kiedy delikatny wiatr poruszył jej włosami.
- Uciekam. - powiedziałem. - Nie mam zamiaru walczyć...
- Walczyć? - w tej chwili zrobiło się okropnie zimno. Usłyszałem oddech nieproszonych gości. Zbliżały się do nas w bardzo szybkim tempie. Wyskoczyłem z pociągu. Akurat stał na skarpie, więc zacząłem spadać w dół. Usłyszałem krzyk Droco, ale chwilę później znowu znalazłem się obok okna. Tym razem z drugiej strony. Dziewczyna popatrzyła na moje skrzydła i jakby w jednej chwili wszystko zrozumiała. Wychyliła się przez okno z ciekawością. Zaraz potem do przedziału wpadły chimery. Znaczy na razie jedna chimera... wyglądała dość normalnie. Jak człowiek... ale to była tylko iluzja. Pod nią skrywał się obrzydliwy potwór ociekający ciekłą mazią i z licznymi wypustkami na ciele. Zamiast oczu miała dwa czarne otwory z których ściekała krew. Droco jak na Księżycowe dziecko przystało, od razu odkryła iluzję.
- Idziesz, czy nie? - krzyknąłem do niej wystawiając ramiona na znak, że ją złapię.
<Droco?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz