Ranek w małym, cichym miasteczku... pogoda idealna na poranne
plażowanie. Przeciągnąłem się i ziewnąłem rozglądając się dookoła. Po
pustych uliczkach przemykały bezdomne psy, niewiele aut przejeżdżało
tędy... wprost prze cudowne miejsce dla mnie! Wstałem z ziemi i
pomaszerowałem na pobliską łąkę, gdzie pasło się niewielkie stado owiec i
znajdowało się tam strasznie dużo jabłoni. Podszedłem do jednego z
mniejszych drzew i zerwałem kilka jabłek. Mmmm... pyszne i wprost
wyborne na śniadanie. Poszedłem do małego miasteczka i wszedłem do
jednego małego, opuszczonego domu. Było to idealne miejsce na trening.
Chata była cała zbudowana z kamienia, więc nie musiałem się martwić, że
cokolwiek podpalę. Z moich rąk prysnął ogromny żar. Kula ognia świsnęła i
z całej siły uderzyła w kamienną ścianę, w której powstała dość dużych
rozmiarów dziura.
- No ładnie... - Mruknąłem sam do siebie, bo nie zamierzałem zrobić tak
ładnemu domowi takiej krzywdy. Po długim treningu wyszedłem z domu.
Postanowiłem wyruszyć dalej w podróż, więc spakowałem trochę jedzenia do
torby i napełniłem puste, plastikowe butelki świeżą wodą. Zadowolony
spojrzałem ostatni raz na to sympatyczne miasteczko i ruszyłem dalej w
drogę. Przemieściłem się chyba z kilometr i cały czas miałem wrażenie,
że ktoś mnie śledzi, lecz gdy się odwracałem nikogo nie widziałem. Idąc
tak wpatrzony za siebie nagle wpadłem na kogoś, uderzenie nie było zbyt
silne, ale z zaskoczenia przewróciłem się i sturlałem się z nawet
sporego pagórka, na który przed chwilą wszedłem.
<Ktoś chętny?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz