niedziela, 22 grudnia 2013

Od Raymond'a c.d.o.Edvard'a

Patrzyłem na jakiegoś dziwnego szaleńca, który właśnie na mnie wrzeszczał. Czułem, jak mi żyła pulsuje, ale opanowałem się. Wiedziałem, że jak się zezłoszczę, to nie będzie kolorowo. Wstałem więc szybko, otrzepałem się i poprawiłem torbę na swoich plecach. Znów wlazłem na pagórek i spiorunowałem gościa wzrokiem.
- Spadaj, lalusiu. - Warknąłem przechodząc koło niego i idąc dalej w nieznane. Mężczyzna chwilę patrzył na mnie spode łba, a porem wydarł się na mnie, że jestem rąbniętym skurwysynem i że pożałuję swoich czynów. Ja miałem go głęboko gdzieś, włosy, które spadały mi na twarz zaczesałem do tyłu i nie zważając na wrzaski i przeklinania tego gościa szedłem spokojnie. Kątem oka widziałem, jak do mnie biegnie wymachując pięciami. Wiedziałem, że to cholerny wrzód na dupie i że się tak szybko nie rozstaniemy. Trzymałem więc duży dystans od niego i nie zważałem na jego widzi misie idąc dalej. Choć z dobrej strony musiało to z boku wyglądać komicznie... idący na przedzie ja a pięć metrów ode mnie zdyszany i wyczerpany gościu wyzywający i przeklinający mnie.
<Edvard?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz