Wiedziałam że tak będzie, jest strasznie na mnie zły...Chciałem dobrze ale mogłam się domyślić że do takich spraw się nie nadaje. Nie jestem jak tata albo mama.
-Chciałam ci pomóc, byłeś chory i za ciebie odebrałam telefon. To było ważne, pewnie gdybyś się dowiedział sam byś poszedł...a ja nie chciałam ci psuć reputacji że nie wymigujesz się z pracy.- chciało mi się płakać.
-Myślałam że dam radę...ty i mama i tata dajecie, więc dlaczego ja nie? Jestem jakąś czarną owcą, nie daje rady.- przełknęłam ślinę.
-Powinieneś znaleźć sobie kogoś innego, nie mamy nic wspólnego jestem po prostu dla ciebie za słaba.
----Edvard----
W domu Izaya zabrał się za opatrywanie mnie, siedziałem lekko wściekły na niego.
-Nie! Kurwa niby za co mam byś zły?- parsknąłem.
-Czyli jesteś...- mruknąłem i wyjął mi kule z ramienia, syknąłem z bólu.
-Jesteśmy tyle czasu ze sobą, a ja nie wiedziałem że masz pojebanego ojca, który zabił twoją matkę i siostry! Cholera aż tak mi nie ufasz?- warknąłem.
-Jeśli chcesz być moją żoną musisz mi wszystko powiedzieć!
<Shizuo. Izaya?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz