piątek, 9 maja 2014

Od Nuan'a cd. Eriki

Erika przytuliła mnie mocno. Płakała. Jej drobnym ciałem targał szloch. Czułem jak coś we mnie przez to pęka. Nie mogłem z nieść jej płaczu. Sprawiał mi ból. Ból większy od tego jaki czułem gdy mnie odtykała.
Kolana ugięły się pode mną. Erika uklękła obok mnie, wciąż tuląc do siebie.
Byłem głupi... tak bardzo głupi. Akhrisi wiele mi mówił. Bardzo wiele o światłach. O tym, że żadna istota nie może żyć bez światła. Cienie istnieją, ale nie żyją. Nie jesteśmy żywi, dopóki nie znajdziemy swojego światła, a jeśli zostaniemy go pozbawieni, umieramy. Przestajemy istnieć. Wtedy tego nie rozumiałem. To wszystko było dla mnie górnolotnym bełkotem, nez żadnego znaczenia. Ale poczułem to... Doświadczyłem tego. Teraz wiedziałem... Wreszcie wiedziałem. Erika nie była jedynie kobietą, która mnie fascynowała, przyciągała. Nie była nawet po prostu kobietą, którą kochałem. Ona była moim światłem. Jedyną istotą na świecie, która była mi niezbędna do życie. Była dla mnie tym, czego nigdy nie miałem, duszą. Żeby żyć nie musiałem jeść, pić, nawet oddychać, ale musiałem mieć ją przy sobie... Musiałem czuć jej ciepło, to samo, które teraz zaczęło sprawiać mi ból. 
Objąłem mocno Eri, twarz przycisnąłem do jej piersi. Chciałem czuć ją jak najbliżej siebie.
- Nie płacz już, proszę.. - wychrypiałem. - Myślałem... myślałem, że mnie zostawiłaś...
- Nuan ja... - zaczęła, wciąż szlochając.
- Wiem... Teraz już wiem.... - bicie jej serca, nawet jeśli przyspieszone, przynosiło mi ukojenie. Dawało mi spokój. - Tak bardzo się bałem... Bałem się, że cię straciłem. Eri... nie możesz mnie zostawić. Słyszysz? Jesteś moim światłem. Kocham cię. Najbardziej na świecie, kocham. Ale nawet miłość nie tłumaczy tego jak ja cię potrzebuję. Zwykła miłość to nic przy tym, czym dla mnie jesteś...
Uniosłem głowę i pocałowałem ją. Najpierw w policzek. W zapłakane, zaczerwienione oczy, delikatnie, jakby była bańką mydlaną, która może się w każdej chwili przebić i przestać istnieć. Później moje usta dotknęły jej ust i poczułem to przyjemne, dające mi życie, ciepło. Dziwna ciemność we mnie nie cofnęła się, ale przynajmniej przestałem odczuwać ból.
Erika mocniej do mnie przywarła, pogłębiając nasz pocałunek. Potrzebowałem jej, tak bardzo potrzebowałem. Wciąż trzymając ją mignąłem. Nie sam jednak. Eri była ze mną. Była częścią mnie. Była jak jasne drobiny wokół mnie, we mnie. Nie była sama. W jej wnętrzu płonęły dwie maleńkie iskierki. Wyczuwałem je.
Zmaterializowaliśmy się w sypialni. Oboje nadzy.
- Jak ty to...? - spytała zdezorientowana, rozglądając się.
- Nie wiem... - wyszeptałem i uśmiechnąłem się. Położyłem dłoń na jej brzuchu... - Moje maleństwa...
- Maleństwa?
- Nie czułaś? Masz w sobie dwa maluszki... Dwa, maleńkie życia - uniosłem się i pocałowałem ją. Mocno. 

<Eri?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz