niedziela, 20 kwietnia 2014

Od Nuan'a cd. Eriki

Siedziałem wpatrując się to w Erikę, to w Ricco. To co mówili, wydawało mi się jakieś nierealne. Mój umysł bardzo powoli składał wszystko w logiczną całość. Powoli łączył fakty, dodawał dwa do dwóch. Nie wiem dlaczego. To przez to co stało się niedawno? A może ja po prostu nie chciałem zrozumieć tego, co kryło się w tych słowach? 
- Jak to? - wychrypiałem. - Jak to on jej coś zrobił?
- Podał jej coś, jakieś dragi - wyjaśnił Ricco.
Wydawał się spokojny, ale widziałem, że płonie w nim złość, troska....
Czułem jak coś zaczyna się we mnie gotować. Ten pieprzony kretyn chciał ją skrzywdzić?! Ją i moje dziecko?! Nie tylko chciał, ale i być może to zrobił?! Nie! 
- Nuan... - poczułem jak Eri zaciska piąstki na mojej koszuli. Drżała.
Nawet teraz martwiła się o niego... O tego skurwiela. To... bolało... Ale nie zamierzałem mu odpuścić. Nie to. 
Zniknąłem. Dematerializując się słyszałem jeszcze szloch Eriki, która krzyczała moje imię. Chciałem ją objąć, przytulić, ale najpierw musiałem ugasić swój gniew. Jak szalony pognałem do mieszkania tego gnojka. Stanąłem za nim, nie zauważył mnie, był zajęty pakowaniem się. Chciał zwiać. Pierdolony tchórz.
- Boisz się? - zapytałem. 
Aleks odwrócił się do mnie gwałtownie. W jego oczach widziałem strach, czysty strach, paniczny wręcz. Przetykany nienawiścią.
- Wynoś się stąd potworze - chciał brzmieć stanowczo, nie wyszło mu. 
- Nie... - powiedziałem i skoczyłem w jego stronę.
Pierwszy cios powalił go na ziemię. Drugi sprawił, że jego noga pękła, a kość wyszła na wierzch. To samo spotkało drugą kończynę. 
Słysząc jego krzyki, paniczne, pełne bólu wycie, czułem się jakbym się czegoś naćpał. Miałem ochotę się śmiać. Napawałem się jego bólem. Jego cierpienie leczyło moje.
Facet zaczął jęczeć i płakać gdy uniosłem go za gardło, by spojrzeć na niego.
- Nie zabiję cię - powiedziałem. - To by było zbyt proste. Zbyt łatwe. Żyj sobie, ciesz się życiem, ale pamiętaj, że pewnego dnia znajdę cię. Znajdę cię i zabiorę ci wszystko co będziesz kochał. A kiedy się już nacierpisz, to bardzo powoli posiekam cię na kawałki. 
Rzuciłem go w kąt jak szmacianą lalkę. 
- I jeszcze jedno - warknąłem na odchodne. - Za każdym razem, gdy spojrzysz chociaż na Eri, to ci coś połamię, więc dobrze ci radzę wypieprzać na drugi koniec świata.
Zostawiłem go samego, wyjącego wciąż, okaleczonego. Wróciłem do domu Eriki. Moja ukochana siedziała na łóżku, a Ricco i Emily siedzieli przy niej. 
- Nuan... - Eri uniosła się, ale zaraz opadła gdy zobaczyła krew na mojej koszuli. Świeżą, nie moją.
- Żyje... jeszcze - powiedziałem tylko i bez dalszych wyjaśnień poszedłem do łazienki. 
Kiedy wszedłem pod prysznic czułem się słaby i chory. Gorąca woda smagała moje dziwnie zimne ciało jak bicz. Ale ja chciałem ciepła. Wiedziałem, że coś we mnie było nie tak. Migałem, a mimo to rany na moich dłoniach nie wygoiły się. Nie krwawiły już, ale zdawało mi się, że widzę pod skórą jakieś smoliste pręgi. 

<Eri?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz