niedziela, 2 marca 2014

Od Ricco cd. Emily

Spoglądałem jak przedmioty wokół nas zaczynają się unosić, a dłoń Emily szybkimi ruchami nanosi szkic na kartkę. Cały czas spoglądałem na nią uważnie. Martwiłem się o nią. Może i wiedziała jak używać własnej mocy, ale mimo to miałem wrażenie, że to niebezpieczne, a nie chciałem żeby coś jej się stało.
W końcu tornado ucichło. Emily odstawiła przedmioty na miejsce, spojrzała na mnie z uśmiechem i zemdlała. Chwyciłem ją i delikatnie ułożyłem na poduszce. Wyglądało na to, że wszystko z nią dobrze, że tylko zemdlała. 
- Eri! - krzyknąłem. 
Erika zjawiał się szybko.
- Wiesz gdzie to jest? - zapytałem pokazując jej rysunek budynku.
- Tak... to chyba niedaleko magazynów. Niedaleko stąd - wyszeptała i wyjęła mapę miasta wskazując miejsce.
- Zostań z Emily - powiedziałem. - Niedługo wracam.
- Ale... - chciała jechać.
- Proszę. Zostań tutaj. Wrócę niedługo i to z Nuan'em - powiedziałem pewnie i wyszedłem. 
Wskoczyłem do samochodu Eriki i pomknąłem na miejsce. Znalazłem budynek dość szybko. Wejście do środka okazało się dość łatwe, bo rudera nie była zamknięta. 
- Nuan?! - zawołałem.
Usłyszałem szczekanie. Pobiegłem za nim. 
- Ugryź! - ucieszyłem się na widok psa.
Jednak to co zobaczyłem dalej... Stanąłem jak sparaliżowany. Chłopak wyglądał okropnie. Nie to mało powiedziane. Leżał chorobliwie blady, w kałuży krwi. Jego dłonie były jednymi wielkimi ranami. Policzki miał zapadnięte. Podbiegłem do niego. Puls miał tak słaby, że ledwie go wyczuwałem. 
- Coś ty zrobił ze sobą, durniu - warknąłem i podniosłem go. 
Wsadziłem go na tylną kanapę w samochodzie. Pies wskoczył obok niego i popiskując położył mu łeb na piersi.
Do domu Eriki dotarłem migiem. Kiedy wniosłem chłopaka. Emily siedziała na kanapie, przytomna, a Eri podbiegła do nas pospiesznie.
- Nuan! - wrzasnęła widząc go i rozpłakała się.
- Żyje - powiedziałem tylko i położyłem go na łóżku. 
Jak mogłem najlepiej opatrzyłem jego rany, choć krew wciąż płynęła z ran. Eri klęczała przy łóżku płacząc i głaszcząc go po policzku. A ja.. ja byłem bezsilny.
Przeszedłem do salonu i opadłem na kanapę. Ukryłem twarz w dłoniach. Poczułem jak ktoś kładzie mi dłoń na ramieniu, chwyciłem ją i przytuliłem do policzka. Emi uśmiechnęła się delikatnie.
- Co temu gówniarzowi do łba strzeliło - warknąłem pod nosem. - Ma wszystko, kobietę, która go kocha, dziecko w drodze...
- Sądził, że to stracił - powiedziała Emily.
- To mógł o to walczyć! A nie próbować się zaszlachtować - byłem wściekły na niego. 
Nuan był mi przyjacielem, a teraz... Cholera! Miałem nadzieję, że przeżyje i będę miał okazję skopać mu dupę za to, co prze z niego wszyscy teraz przechodzimy! Jak on tak mógł?! Szczyt egoizmu, próbować skończyć swoje życie i nie spojrzeć, że wokół są ludzie, którym na nim zależy.

<Erkia? Emily?>


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz